Teoria miłości #2 - Keiya Mizuno, Masaki Satou

NA OCEANIE MIŁOŚCI


Któż z nas nie lubi się pośmiać z ludzi nieudolnie próbujących swoich sił w czymś, do czego się nie nadają? Ilość odsłon na youtube’ie filmików tego typu mówi sama za siebie. Podobnie lubimy oglądać próby zdobycia miłości – programów tego typu wymieniać nie muszę, każdy je zna, choćby ze słyszenia. Twórcy teorii miłości połączyli oba te typy w zadziwiająco udaną, zabawną i pełną całkiem niegłupich porad opowieść, przy której trudno nie wybuchać co chwilę śmiechem, a przede wszystkim trudno nie dać się w nią wciągnąć.


Wyruszyć na przestwór oceanu miłości aby złowić najszlachetniejszą z ryb – dziewczynę. Przed takim zadaniem staje młody Yarahata, który musi w ciągu roku zdobyć dziewczynę. Jeśli tego nie zrobi, przepadnie cały jego ród. Z pomocą w osiągnięciu celu przybył mu duch Aiya, ale pomimo drobnych sukcesów chłopak daleki jest od spełnienia. Dlatego też do akcji wkracza jego zmarły dziadek który chce pokazać młodemu właściwą drogę. Czy będzie w stanie mu pomóc? I jak będą wyglądały kolejne kontakty Yarahaty z płcią przeciwną?


Erotyczna komedia romantyczna – to gatunek niezwykle popularny wśród męskiej części nastoletnich odbiorców (z którego wraz z wiekiem raczej niewielu wyrasta, ale to już temat na oddzielne rozważania). Jeśli więc cenicie ten gatunek – albo po prostu lubicie dobre shouneny – „Teoria miłości” to rzecz dla Was. Nie myślcie jednak, że całość ogranicza się do kilku niewyszukanych żartów, pretekstowej fabuły służącej jedynie pokazaniu kolejnych scen majteczkowych i wyskakujących, nadnaturalnie dużych krągłości. Wręcz przeciwnie, choć wyżej wymienionych elementów bynajmniej w „Teorii” nie brakuje.


A zatem co tu jest ponad to wszystko? Oczywiście humor oscylujący wokół najróżniejszych, obyczajowych tematów. To też, jak już wspominałem, historia o miłości, a więc pełna romantycznych wzlotów i upadków. Ale mamy tu także coś, o co byśmy nie podejrzewali podobnego tytułu: porad na całkiem niezłym poziomie. Owszem, wiele z nich jest prześmiewczych i przerysowanych, ale zdarzają się – i to wcale nie rzadko – te, których można by użyć w życiu – z pozytywnym skutkiem. I to nie tylko nastoletni odbiorcy śmiało mogliby z nich korzystać.


A wszystko to zamknięte w ramach komedii sytuacyjnej, gdzie bohatera co chwila spotykają jakieś wpadki i problemy. Do tego dochodzi świetna szata graficzna, szczególnie w designie kobiet mocno czerpiąca z takich mang, jak „Bakuman”, która z miejsca wpada w oko. Dla nastolatków „Teoria miłości” stanie się wprost rewelacyjną opowieścią, dla starszych całkiem miłym powrotem do lat, kiedy w głowie miało się tylko jedno, ale jednocześnie chciało przede wszystkim prawdziwej miłości, która wszystko inne odsuwała na dalszy plan (przynajmniej ja tak miałem). Polecam i czekam na kolejne odsłony.


A gdybyście chcieli poznać tytuł, znajdziecie go tutaj:






Komentarze