BIEGIEM
PRZEZ ŻYCIE
Tego
dnia, tak bez przyczyny, postanowiłem trochę pobiegać. Pobiegłem do końca
drogi, a kiedy tam dotarłem, pomyślałem, że pobiegnę na koniec miasta. A kiedy
tam dotarłem, pomyślałem sobie, że przebiegnę przez hrabstwo Greenbow. A skoro
dotarłem aż tak daleko, dlaczego miałbym nie przebiec przez cały stan Alabama?
Tak właśnie zrobiłem. Przebiegłem przez Alabamę. Bez żadnego powodu. Po prostu
biegłem dalej.
- Forrest Gump
Z bieganiem jest jak ze wszystkim
innym – nie każdego zainteresuje. Ale dobra historia o bieganiu zainteresować już
może wszystkich. Stephen King popełnił przynajmniej dwa świetne teksty
poruszające tę tematykę, „Forresta Gumpa” też nie można zapomnieć przy
omawianiu podobnych dzieł, a to tylko dwa pierwsze przykłady z brzegu. Warto
jednak dodać do nich album „Mój nowojorski maraton”, bardzo ciekawy i
wciągający zapis laika, który postanowił wziąć udział w wymagającym biegu dla
profesjonalistów. Co z tego wynikło? Dużo dobrej zabawy dla wszystkich
czytelników lubiących życiowe, ale zabawne opowieści o pasji i przełamywaniu
barier.
Głównym bohaterem całej opowieści
jest Sébastien Samson, facet jakich wiele – spokojny, na wskroś zwyczajny
nauczyciel rysunku, który nigdy nie myślał o bieganiu dla przyjemności. Kiedy więc
podczas kolacji ze znajomymi, którzy planują wziąć udział w przyszłorocznym maratonie
nowojorskim – spełnieniu marzeń każdego biegacza – stwierdza, że pobiegnie z
nimi, wszyscy wybuchają śmiechem. Bo jak ktoś taki, jak on miałaby się do tego
zabrać? Przecież nie ma kondycji, nie ma przygotowania, nigdy nawet tego nie
robił, ani nie interesował się tematem… Rzucona półżartem uwaga w połączeniu z
reakcją bliskich mu ludzi nie daje mu już spokoju. Sébastien postanawia
udowodnić i im, i sobie, na co go stać. Że może być kimś więcej niż tylko
kibicem i podajnikiem bidonu. Tak zaczyna się przygoda starzejącego się
rysownika, który od dwóch dekad nie biegał, z wyzwaniem, które nie jest niczym
łatwym nawet dla profesjonalistów. Wkrótce przekonuje się jednak, że nie tylko
bariery fizyczne stoją mu na przeszkodzie, ale jednocześnie odkrywa prawdziwy
cel biegania…
Prosty to komiks, ale jakże przy
tym udany. „Mój nowojorski maraton” to kolejne dzieło typowe już dla
wydawnictwa Marginesy – lekka, sympatyczna, wciągająca, ale posiadająca swój
ładunek emocjonalny biografia. Jeśli podobały Wam się wydane niedawno „Fale” –
swoją drogą to świetna opowieść, która ograny temat przedstawiła z urzekającą zwyczajnością
– to i przy tym komiksie będziecie bawić się znakomicie. Nie ma tu co prawda ciężkich
tematów i dusznej atmosfery tamtej powieści graficznej, ale jest podobna pasja
i jakość całości. Więcej tu co prawda humoru i lekkości, niemniej poziomem oba albumy
są bardzo zbliżone.
I nie ważne czy lubicie biegać, czy
też ta forma aktywnego spędzania czasu nie jest dla Was – „Maraton” wciągnie
Was i zabierze w intrygującą podróż po nowojorskich ulicach. Wraz z bohaterami
pobiegniecie wśród tłumów, zobaczycie miasto z perspektywy, z której rzadko się
je widuje, poczujecie te emocje i to znużenie i zanurzycie się w niezwykły
świat. W czym zdecydowanie pomaga świetna szata graficzna, prosta, jeśli chodzi
o design postaci, ale doskonale oddająca tła, plenery i wszelkiej maści
scenerie. Zabawy z perspektywą dodają całości dynamizmu i różnorodności, a brak
przywiązania jedynie do tematyki biegu pozwala bardziej cieszyć się całością.
W skrócie: kolejna świetna
autobiograficzna pozycja. Coś, co warto jest poznać jeśli macie dość
superbohaterskich komiksów, a szukacie czegoś bliższego życia. Dobrze wydane i
w dobrej cenie, a to ważne.
Zawsze
jak gdzieś szedłem, to biegłem.
- Forrest Gump
Komentarze
Prześlij komentarz