The Promised Neverland #10 - Kaiu Shirai, Posuka Demizu

NOWA, SZALONA GRA


„The Promised Neverland” to jedna z tych serii, którą stworzyć mogli jedynie Japończycy. Tylko oni bowiem potrafią w taki sposób połączyć rasowy, krwawy i mroczny horror z uroczymi postaciami i sympatyczną nutą. I to w sposób jakże spójny i pasujący do siebie tak, że całość zadowoli zarówno miłośnikom klasycznych straszaków, jak i przygodówek o dzieciach, które muszą przedwcześnie dorosnąć, by poradzić sobie z tym, co nadciąga.


Wojna trwa. Żadna ze stron nie ustępuje. Zaczyna się nowa, szalona gra.

Dzieci z Goldy Pond zmagają się z demonami. Mając po swojej stronie snajpera i przewagę w terenie, wydaje się, że znajdują się na zwycięskiej pozycji, ale co właściwie oznacza dziwne zachowanie przeciwnika? I jaki będzie miało ono wpływ zarówno na działania naszych bohaterów, jak i wynik całego starcia?

Tymczasem Emma zjawia się na spotkaniu z potężnym Lewisem i przekazuje mu wiadomość od Lucasa. Wróg jest zaskoczony, że ten nadal żyje, a elementy układanki zaczynają powoli wskakiwać na swoje miejsce, ale to przecież dopiero początek. Co wyniknie z gry, która teraz się zacznie? I kto przetrwa szalone wydarzenia?


Ilustracje zdobiące okładki poszczególnych tomików "The Promised Neverland" mogą mylić. Bo spójrzcie tylko na nie: wielkookie dzieci o uroczych buziach, ciepłe barwy, urok, trochę sielskiego klimatu… Nawet jeśli jest w nich jakiś mrok czy twarze dzieci zdradzają lęk albo wściekłość, wydaje się być, że nie dzieje się tu nic złego. Ale to tylko pozory. Na początku serii tym wyraźniejsze, że część akcji działa się w sielankowej scenerii. Teraz wydarzenia pędzą na złamanie karku, a w opowieści królują mrok, napięcie i szybkie tempo wydarzeń. Zagadki nieco straciły na sile (a szkoda), ale całość i tak trzyma naprawdę świetny poziom.


Twórcy zrobili bowiem rasowy survival horror z postapokaliptyczną nutą. Właściwie mieszają się tu różne stylistyki i gatunki straszaków, a całość skupia się na naprawdę dobrze skrojonej fabule. Bohaterowie nieco się już zaharowali i zniknęła część ich słodyczy, wciąż jednak są ujmujący i intrygują nas. Dobrze wypadają też wrogowie, a konstrukcją świata przekonuje, nawet jeśli niektóre elementy na pierwszy rzut oka wydają się przesadzone. Zresztą nawet jeśli znalazłyby się tu jakieś błędy, czytelnik tak mocno zostaje wciągnięty w ten świat, że nie zwraca na nic uwagi, a po prostu daje się porwać całej opowieści.


Jest jednak jedna rzecz, która nic nie zmieniła się od samego początku: doskonała szata graficzna, która w rewelacyjny sposób balansuje między, jakże różnymi zdawałoby się, stylistykami. Cartoonowy design postaci, typowy dla mang, bogactwo detali, świetna dynamika, momentami znakomite zabawy z perspektywą, do tego doskonale uchwycone wszystkie elementy gatunkowe: od mroku, po demony. Kto lubi horrory i dobre mangi koniecznie powinien więc całość poznać. Nie będzie zawiedziony.


A ja dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.









Komentarze