POLSKI
KIBIC
Nigdy nie sądziłem, że kiedyś to
napiszę, a jednak: Papcio Chmiel strasznie mnie rozczarował. Przyznam, że
lektura XXXI Księgi „Tytusa Romka i A’Tomka”, mimo niezłych, jak zawsze zresztą
ilustracji, była katorgą. Męczyłem się, nudziłem, próbowałem znaleźć w tym choć
cień tego, za co pokolenia czytelników – w tym ja sam – pokochały stare albumy,
ale na próżno. A szkoda, bo potencjał był i tylko najwyraźniej sam autor, nie
mając pojęcia, co chciał zrobić, ze strony na stronę starał się coś wymyślić –
wszystko na zasadzie „jakoś to będzie”. Ale tym razem wcale jakoś nie było.
Jak się chce z małpy zrobić Polaka,
taki będzie skutek – będzie upijać kucyka i jeździć na nim, trafiać do aresztu
za udział w bójkach kibiców i wikłać się w różne niekoniecznie legalne
interesy. Kiedy Romek i A’Tomek odkrywają, że ich przyjaciel zszedł na złą
drogę, postanawiają mu pomoc. Jak? Przez najróżniejsze metody uspokajające, w
tym kontakt ze słodkimi zwierzątkami. Jednak Tytus nawet w tych najmilszych
potrafi wyzwolić to, co najgorsze. Czym skończy się ta przygoda?
Bawiąc uczy, ucząc bawi – taka była
idea serii „TRiA” od samego początku jej istnienia. W tym tomie nic już z tego
nie zostało. Tytus jest chamski, ale jego leczenie ostatecznie nie zmienia go.
Za to w trakcie nasz bohater zostaje kłusownikiem (pomagają mu w tym koledzy,
którzy jeszcze okłamują stróżów prawa – piękny przykład dla dzieci, prawda?),
upija kucyka, z koalą zajada się eukaliptusem, dzięki czemu doświadcza
narkotycznych wizji itd. itd. Nie ma tu potępienia, nie ma pouczenia. Jest za
to chaos, bo Chmielewski chyba nie miał pojęcia, w którą pójść stronę i każdą
planszę tworzył na żywioł, bez żadnego scenariusza.
I tak oto dostajemy tom, w którym
temat kibiców prawie nie istnieje. Jest za to leczenie Tytusa, z którego nic
nie wynika. Dodatkowo autor próbuje nieco nowości, jak komputerowo wpisywany
tekst, ale jest to nieporadne i razi w oczy – błędy ortograficzne to jedno, ale
żeby źle napisać nawet imię jednego z głównych bohaterów to już przesada (gdzie
była korekta?). Podobnie, jak dziwne zabawy słowne, które nie mają tu większego
umotywowania. Chmielewski sili się co prawda na satyrę, ale dosłownie dwa
teksty z całego albumu wywołały we mnie cień uśmiechu.
Komentarze
Prześlij komentarz