Monstrrrualna erudycja: Straszliwa prawda o czasie - Nick Arnold (ilustracje: Tony De Saulles)

CZAS NA DOBRĄ LEKTURĘ


Wreszcie nadszedł czas bym przyjrzał się ostatniemu z wydanych w sierpniu tomów serii „Monstrrrualna erudycja”. Pierwsze trzy były znakomitymi lekturami dla dużych i małych i taką też jest część czwarta. Choć termin „część” trudno odnieść do tej serii, skoro każdy jej tom stanowi samodzielną lekturę. Tak czy inaczej, jeśli podobały Wam się poprzednie pozycje albo seria „Strrraszna historia”, koniecznie powinniście sięgnąć także po tę.


W poprzednich trzech tomach mogliśmy poczytać sporo ciekawostek o naturze, prądzie i chorobach. Było śmiesznie, było strasznie, było też obrzydliwie. A co jest teraz?

Teraz czas na… czas! A dokładniej wyprawę, która pozwali Wam lepiej zrozumieć to fizyczne zjawisko i to, w jaki sposób ludzie starali się je pojąć i mierzyć. Dowiecie się o eksperymentach z tym związanych i o marzeniach o podróżach w czasie. To tu poznacie fakty o teorii względności i tunelach czasoprzestrzennych. Przekonacie się też, co by się stało, gdybyście znaleźli się w pobliżu czarnej dziury a także skąd muszki owocówki wiedzą, która jest godzina. A to przecież jedynie kilka z całej masy zagadnień, które poruszone zostają na łamach „Straszliwej prawdy o czasie”. Gotowi na kolejną szaloną podróż?


Cóż, chyba żaden czytelnik, który miał w rękach jakąkolwiek ze wspomnianych przeze mnie na wstępie pozycji nie ma wątpliwości, że jest gotów na więcej. Zabawa z tą serią jest przecież znakomita i nawet fakt, że jednocześnie każdy czytelnik uczy się czegoś w trakcie lektury nie jest w stanie odstraszyć najmłodszych od sięgnięcia po kolejne publikacje. Wszystko dzięki podejściu autora (a właściwie autorów) do całego zagadnienia.


Jak wiadomo, dzieci nie lubią się uczyć. Co tam nie lubią, nie cierpią, nienawidzą wręcz. A może inaczej: nie znoszą tego, w jaki sposób naucza się je w szkołach. Nauczyciel najczęściej, ewidentnie znudzony swoim zawodem i kontaktami z dziećmi, bezmyślnie przekazuje wiedzę. Klepie formułki, zmusza do zapamiętania czegoś, czego nie chce się pamiętać, bo z niczym ciekawym się nie wiąże, nawet nie próbując w jakikolwiek sposób zainteresować podopiecznych. Dla niego liczy się spełnienie obowiązku, wzięcie wypłaty… Nie tędy droga. Nie jeśli chcemy naprawdę komuś coś przekazać. I o tym doskonale widzą autorzy.


Dlatego seria ta skupia się na jak najbardziej interesujących dla najmłodszych faktach i podaniu ich w atrakcyjny, zabawny sposób. Styl jest lekki i wciągający, szata graficzna miła dla oka a wydanie bardzo sympatyczne. Wszystko to składa się na naprawdę znakomitą całość, która bawiąc uczy, ucząc bawi. I to w jak świetnym stylu. Dlatego polecam gorąco.


A wydawnictwu Egmont dziękuję za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Komentarze