DLA
FANÓW HISTORII I FANTASY
Jeżeli zastanawiacie się, czy
sięgnąć po „Sagę Winlandzką”, bo czytaliście już tyle podobnych opowieści, czy
też nie, przestańcie i koniecznie się z nią zapoznajcie. Nawet jeśli „Thorgala”
znacie na pamięć, czytaliście „Vei”, a z niedostatku wikingów sięgnęliście
nawet po „Slaine’a”, dzieło Yukimury to coś, co powinniście poznać. Nie dość
bowiem, że autor stworzył tu kawał wzorcowej historii gatunkowej, to jeszcze wykonał
ją w tak perfekcyjny sposób, że nie tylko miłośnicy tematu znajdą w niej coś
dla siebie.
Zaczyna się nowy etap w życiu
Thorfina. Po próbie przejęcia władzy przez Kanuta, nasz wojownik popadł w
apatię i ostatecznie źle skończył: został sprzedany jako niewolnik. Tak oto
trafia do Danii, gdzie kończy w pracy na polu. Ma szczęście, że właściciel pola
jest człowiekiem dobrym, pracowitym i dbającym o swoich podwładnych. Rzecz w
tym, że przeszłość nie śpi, a życie, jakie od teraz będzie wiódł Thorfin tylko
pozornie różni się od tego, którym żył do tej pory. Dokąd go to wszystko
doprowadzi?
Na wstępie wspomniałem o kilku
kultowych opowieściach, czy to traktujących o wikingach („Thorgal”, „Vei”) czy
dawnych wojownikach w ogóle („Slaine”). Wspomnieć mógłbym tu też pewną kultową
mangę, jaką niewątpliwe jest „Berserk”. A wszystko to po to, by powiedzieć, że
„Saga Winlandzka” jest od nich lepsza. Owszem, zdarzało mi się przeczytać
mocniejsze tomy „Thorgala”, ale ogólny poziom serii nie powalił mnie na kolana
tak bardzo, jak zrobiła to niniejsza manga. Makoto Yukimura, idąc nieco inną
drogą niż wspomniane dzieła, bo unikając fantastyki, serwuje nam jedną z
najdoskonalszych tego typu opowieści, jakie pojawiły się na naszym rynku.
Chociaż to, co dostajemy, jest
fikcją, całość została tak mocno osadzona w realiach historycznych, że trudno
tego nie docenić. Przede wszystkim jednak jest to opowieść przygodowa o
potężnych, często bezlitosnych wojownikach i nawet jeśli wydaje się, że ten tom
jest łagodniejszy (choć jednocześnie mamy tu sporą dozę erotyki – elementu
rzadko spotykanego w serii) i spokojniejszy, nie brak w nim napięcia, emocji,
dynamiki i tego świetnego klimatu, do jakiego Yukimura nas przyzwyczaił. Dzięki
temu wszystkiemu „Saga Winlandzka” spodoba się zarówno miłośnikom historycznych
fabuł, jak i fanom fantasy.
Duża w tym też zasługa niesamowitej
szaty graficznej, gdzie mangowa estetyka i dynamika spotykają się z realizmem i
bogactwem detali. Świetne operowanie czernią i rastrami buduje zapadający w
pamięć nastrój, a znakomite wydanie doskonale całości dopełnia, kto wiec lubi
podobne opowieści, niech koniecznie sięgnie po „Sagę Winlandzką”. Nie tylko się
nie zawiedzie, ale wręcz będzie autentycznie zachwycony. Polecam zatem gorąco.
Komentarze
Prześlij komentarz