Saga Winlandzka, tom 5 - Makoto Yukimura

DLA FANÓW HISTORII I FANTASY


Jeżeli zastanawiacie się, czy sięgnąć po „Sagę Winlandzką”, bo czytaliście już tyle podobnych opowieści, czy też nie, przestańcie i koniecznie się z nią zapoznajcie. Nawet jeśli „Thorgala” znacie na pamięć, czytaliście „Vei”, a z niedostatku wikingów sięgnęliście nawet po „Slaine’a”, dzieło Yukimury to coś, co powinniście poznać. Nie dość bowiem, że autor stworzył tu kawał wzorcowej historii gatunkowej, to jeszcze wykonał ją w tak perfekcyjny sposób, że nie tylko miłośnicy tematu znajdą w niej coś dla siebie.


Zaczyna się nowy etap w życiu Thorfina. Po próbie przejęcia władzy przez Kanuta, nasz wojownik popadł w apatię i ostatecznie źle skończył: został sprzedany jako niewolnik. Tak oto trafia do Danii, gdzie kończy w pracy na polu. Ma szczęście, że właściciel pola jest człowiekiem dobrym, pracowitym i dbającym o swoich podwładnych. Rzecz w tym, że przeszłość nie śpi, a życie, jakie od teraz będzie wiódł Thorfin tylko pozornie różni się od tego, którym żył do tej pory. Dokąd go to wszystko doprowadzi?


Na wstępie wspomniałem o kilku kultowych opowieściach, czy to traktujących o wikingach („Thorgal”, „Vei”) czy dawnych wojownikach w ogóle („Slaine”). Wspomnieć mógłbym tu też pewną kultową mangę, jaką niewątpliwe jest „Berserk”. A wszystko to po to, by powiedzieć, że „Saga Winlandzka” jest od nich lepsza. Owszem, zdarzało mi się przeczytać mocniejsze tomy „Thorgala”, ale ogólny poziom serii nie powalił mnie na kolana tak bardzo, jak zrobiła to niniejsza manga. Makoto Yukimura, idąc nieco inną drogą niż wspomniane dzieła, bo unikając fantastyki, serwuje nam jedną z najdoskonalszych tego typu opowieści, jakie pojawiły się na naszym rynku.


Chociaż to, co dostajemy, jest fikcją, całość została tak mocno osadzona w realiach historycznych, że trudno tego nie docenić. Przede wszystkim jednak jest to opowieść przygodowa o potężnych, często bezlitosnych wojownikach i nawet jeśli wydaje się, że ten tom jest łagodniejszy (choć jednocześnie mamy tu sporą dozę erotyki – elementu rzadko spotykanego w serii) i spokojniejszy, nie brak w nim napięcia, emocji, dynamiki i tego świetnego klimatu, do jakiego Yukimura nas przyzwyczaił. Dzięki temu wszystkiemu „Saga Winlandzka” spodoba się zarówno miłośnikom historycznych fabuł, jak i fanom fantasy.


Duża w tym też zasługa niesamowitej szaty graficznej, gdzie mangowa estetyka i dynamika spotykają się z realizmem i bogactwem detali. Świetne operowanie czernią i rastrami buduje zapadający w pamięć nastrój, a znakomite wydanie doskonale całości dopełnia, kto wiec lubi podobne opowieści, niech koniecznie sięgnie po „Sagę Winlandzką”. Nie tylko się nie zawiedzie, ale wręcz będzie autentycznie zachwycony. Polecam zatem gorąco.


Komentarze