KONIEC
ZBLIŻA SIĘ WIELKIMI KROKAMI
„Akame ga Kill!” to jedna z tych
serii, po które sięgnąłem dla przekonania się czy warto ją czytać. Nie
spodziewałem się po niej zbyt wiele i na początku zbyt wiele nie dostałem,
jednak szybko okazało się, że to zadziwiająco dobry shounen. Gatunkowo
trzymający się jasno wytyczonych ścieżek, pełnymi garściami czerpiący z
wielkich hitów swojej kategorii, a jednak naprawdę znakomicie poprowdzony,
wciągający i potrafiący zarówno zaskoczyć
i wzruszyć. I teraz, tuż przed finałową odsłoną serii, kiedy emocje
sięgają zenitu, wszystko robi takie wrażenie, że tomik trudno jest odłożyć,
przed przeczytaniem ostatniej strony.
Koniec zbliża się wielkimi krokami!
Gdy Armia Rewolucyjna otacza stolicę, generał Esdeath używa nowej, sekretnej techniki
by poradzić sobie z zagrożeniem. Tymczasem Akame i Leone wdzierają się do
miasta by wykonać swoją misję i pozbyć się ludzi premiera. Ale sytuacja staje
się coraz trudniejsza, a na horyzoncie pojawia się broń masowego rażenia. Jaki będzie
finał starcia i kto będzie musiał pożegnać się z życiem?
Jeśli miałbym w skrócie opisać ten
tom, powiedziałbym że jest dynamiczny. Tu już nie ma miejsca na budowanie
świata, relacji między bohaterami, ich charakterów i tym podobnych rzeczy.
Została tylko walka, wydarzenia pędzące na złamanie karku i ciągłe zagrożenie.
A czytelnik daje się wciągnąć w ten świat i zostaje mu jedynie kibicowanie
bohaterom. Bo wiadomo jest, że nie wszyscy przetrwają to, co nadciąga, a w
świecie „Akame” zza grobu nikt nie wraca… I właśnie to sprawia, że seria tak
emocjonuje, bo odbiorca szybko przywiązuje się do postaci i przejmuje ich
losem. A że ten nie może być najszczęśliwszy, wniosek nasuwa się sam.
Ale i dla tych, którzy polubili humor
„Akame” coś się tu znajdzie. W głównej opowieści co prawda na wesołe momenty
nie ma praktycznie miejsca, ale mamy przecież pod obwolutą dodatek, gdzie bohaterowie
odwiedzają inne mangi, który nam to rekompensuje. Poza tym w samej opowieści
kryje się też spora nuta uroku i odrobinę łagodnej erotyki, na którą przecież
zawsze liczą miłośnicy shounenowych mang.
Wszystko zaś wieńczy znakomita
szata graficzna. Prosta, ale odpowiednio mroczna, dynamiczna i wpadająca w oko.
Całość ogląda się z przyjemnością, bardzo przyjemnie też czyta i tylko szkoda,
że na kolejny tom trzeba będzie znów poczekać. Tym bardziej szkoda, że następny
będzie już ostatnim, ale wciąż pozostaje mieć nadzieję na wydanie serii „Akame
ga Kill! Zero” albo trzeba rozejrzeć się za anime, w którym wiele wydarzeń
przebiega zupełnie inaczej.
Komentarze
Prześlij komentarz