Harry Potter i Czara Ognia - J.K. Rowling, Jim Kay

TA EDYCJA MA OGIEŃ


„Harry Potter i Czara Ognia” powraca. Po serii edycji z rożnymi wariantami okładek, w tym oczywiście mroczniejszej dla dorosłych, nadszedł czas by w ręce fanów trafiła wersja ilustrowana. Długo przyszło im czekać na jej pojawienie się – poprzednie trzy tomy ukazywały się co roku, tym razem jednak okres ten wydłużył się do dwóch lat – ale tradycyjnie było warto. Jim Kay zaserwował bowiem miłośnikom kolejny, przepięknie zilustrowany tom, który na nowo ożywia magię tej niezwykłej serii i pozwala jeszcze raz przeżyć tę niezwykłą przygodę nawet tym, znającym już całą opowieść dosłownie na pamięć.


Po szalonych wydarzeniach, jakie rozegrały się w poprzednim tomie, wywracając życie Harry’ego do góry nogami, nadszedł czas na chwilę odpoczynku. Ale nie odpoczynku od emocji. Bohaterowie spotykają się bowiem by obejrzeć mistrzostwa świata w Quidditchu. A to jedynie początek niezwykłych, sportowych zmagań, z jakimi przyjdzie im się zmierzyć w najbliższych miesiącach. Kiedy tylko Harry Potter powraca do Hogwartu na czwarty rok nauki, okazuje się, że po raz pierwszy od lat zostanie zorganizowany Turniej Trójmagiczny. To legendarne wyzwanie zostało zawieszone ze względu na zagrożenie, jakie stwarzało, teraz jednak znów będzie można wziąć w nim udział i z tej okazji do szkoły przybędą uczniowie z Francji i Bułgarii. Każdy chce wziąć udział w turnieju, rzecz w tym, ze nie dość, iż ustanowiono limit wiekowy, to tego zaszczytu dostąpi jedynie trójka uczniów. Kiedy jednak okazuje się, że odpowiedzialna za losowanie Czara Ognia wybiera czwartego uczestnika – Harry’ego Pottera – zaczynają się problemy. Jak w ogóle można było złamać jej magię, by dopuścić do takiego stanu rzeczy? Kto to zrobił? I jaki miał w tym cel? Problem jest tym większy, że Harry musi wziąć udział w turnieju, choć nie jest na to absolutnie gotowy. Tak zaczynają się jego przygotowania, ale problemów przybywa. Koledzy odwracają się od niego, a codzienność staje się coraz trudniejsza, ale młody czarodziej nie ma jeszcze pojęcia z czym w rzeczywistości przyjdzie mu się zmierzyć…


„Harry Potter i Czara Ognia” to niezwykła część serii i to wcale nie dlatego, że dzieją się tam jakieś szczególnie istotne dla całej sagi rzeczy – te zresztą dzieją się w każdym tomie. Co zatem? Po pierwsze to jedyna odsłona cyklu, która zdobyła nagrodę Hugo. Po drugie to pierwsza część, którą jednocześnie wydano w Wielkiej Brytanii i USA. A po trzecie, to pierwszy „Potter”, który i w Polsce, i na świecie, miał tak huczną premierę – pozwolił na to fakt, że poprzednie tomy wywołały międzynarodową pottermanię i wydawnictwo mogło zaszaleć, jeszcze bardziej podkręcając szał. W oryginale sprzedaż zaczęto o północy i to w taki dzień, by rano dzieci nie szły do szkoły. Na dodatek wydawca przygotował specjalny pociąg udający ekspres do Hogwartu, a peron 1 dworca King’s Cross przerobiono na książkowy peron 9 i 3/4. W Polsce było w pewnym stopniu podobnie. Również sprzedaż zaczęła się o północy (wiele księgarń otworzyło swe podwoje właśnie z tej okazji), zorganizowano wiele akcji promocyjnych, a przy okazji pamiętam, jak jeszcze przed premierą pierwsze fragmenty „Czary” drukowano w Gazecie Wyborczej (wersja ta miała formę zeszytową i posiadła nawet nieco inny przekład).


Tyle kulisów, spójrzmy więc na samą książkę. Czy jest tak świetna, jak wskazuje na to nagroda i sama promocja? Tak, bo nawet jeśli są tu wątki, które do końca mnie nie kupiły (trochę za bardzo rozciągnięte kwestie Frontu Wyzwolenia Skrzatów Domowych), całość jest rewelacyjna. Świetna akcja, więcej mroku (a co za tym idzie więcej dojrzałości), doskonały klimat, sporo zaskoczeń itd., itd. Rowling swoją młodzieżową fantastykę wzbogaca o konstrukcję rodem z kryminału, gdzie najważniejsza staje się zagadka. Owszem, są tu drobne wpadki – Testrale pomijam, bo to kwestii rozlegle już omówiona, ale  warto zastanowić się czemu zaklęcie Imperius tak utrudniło odkrycie kto był jemu podległy, a kto tylko udawał, skoro istnieje veritaserum – ale świetny, lekki styl i znakomita cała reszta rekompensują wszystko.


Ale w tej edycji najważniejsze są grafiki, a te są wprost wspaniałe. Jim Kay tradycyjnie nie zawiódł, serwując nam mnóstwo pięknych ilustracji. Czasem kolorowych, czasem czarnobiałych, mniej lub bardziej realistycznych, ale zawsze tak samo rewelacyjnych. A wszystko to wspaniale wydane (papier kredowy, twarda oprawa, dodatkowa obwoluta, mamy tu nawet uroczy plakat z jedną z grafik z książki) i naprawdę wpadające w oko. Bałem się, co prawda czy w książce nie pojawią się cięcia, w końcu niemal 800-stronicowy tom zmieszczono tu na 450 stronach, ale na szczęście niczego takiego się nie dopatrzyłem – swoją drogą tym razem nikt, kolokwialnie mówiąc, nie przyczepi się, że magiczny rytuał pojawia się na stronie 666. Słowem podsumowania: polecam. I to bardzo gorąco. Warto sięgnąć po tę książkę nawet jeśli macie już zwykłą edycję, bo robi wielkie wrażenie.



Komentarze

  1. Dawno, dawno temu, kiedy byłam jeszcze dzieckiem, sięgnęłam po pierwszy tom przygód Pottera i odłożyłam w połowie. Od tej pory jakoś nie było mi po drodze z tym młodym czarodziejem i nie wiem, czy kiedykolwiek będzie. ;-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz