OD
WIĘZIENIA, DO OBOZU
Kolejna z komiksowych biografii od
wydawnictwa Marginesy przenosi nas w czasy II wojny światowej. Temat tego
konfliktu jest jednym z najczęściej wykorzystywanych we wszelkiej maści dzieł,
od książek zaczynając, przez filmy, na opowieściach graficznych skończywszy.
Kogo temat nuży, „Kroniki Francine R.” może sobie darować, bo choć to bardzo
dobry komiks, jest rzeczą typową dla swojego gatunku. Miłośnicy jednak będą
bardzo zadowoleni, bo to kolejna świetna i przesycona emocjami opowieść o
ludzkich dramatach, tym, co w nas najgorsze i pragnieniu życia.
Francine R., członkini ruchu oporu,
zostaje aresztowana przez gestapo. Tak zaczyna się jej tułaczka i ciężki los więźnia.
Od więzienia w Roanne, przez obóz Ravensbrück, po obóz pracy w Hanowerze,
towarzyszymy jej w jej wędrówce i obserwujemy jej oczami piekło drugiej wojny
światowej…
Jeśli czytaliście jakikolwiek
komiks wojenny, doskonale wiecie, jakie są to dzieła. Najczęściej mroczne,
utrzymane w szarej, depresyjnej kolorystyce i zderzające ze sobą zarówno
najgorsze okrucieństwo do jakiego zdolny jest człowiek, z chartem ducha i
humanitaryzmem. Nieważne czy rzecz dzieje się w obozie, na froncie, czy gdzieś
z boku – zawsze dotyka tych samych spraw. Bo i sam temat, choć rozległy, jest
tematem dość hermetycznym. Zmieniają się w nim jedynie scenerie, zakres wątków
pozostaje w zasadzie taki sam. Jedyna prawdziwa różnica to kwestia wykonania.
Czasem bywa ono bliskie ideałowi („Maus”), czasem nijakie („Kapitan Kloss”).
A jak jest w przypadku „Kronik
Francine R.” pisałem już na początku. To dobry komiks, nawet bardzo. Osobista
historia oparta na ustnej relacji tytułowej bohaterki, będącej zarazem kuzynką
babki autora. Prosta, ale skutecznie trafiająca do serc czytelnika, bardzo
wymowna i odpowiednio klimatyczna. Ma w sobie depresyjną nutę, ma prawdę
(rzeczy, których nie znajdziecie w relacji samej Francine zostają tu
dopowiedziane i wyjaśnione), a wszystko to podane w sposób przystępny, ale
zarazem niewolny od ciężaru, z jakim powinno opowiadać się wojenne losy.
Jeśli zaś chodzi o szatę graficzną
to jest ona udanym połączeniem realizmu i cartoonowości. Rysunki przypominają
te, znane z komiksów Guya Delisle’a, mają w sobie i mrok, i lekkość, prostotę i dobrze uchwycone detale.
Przede wszystkim jednak wpadają w oko i naprawdę dobrze ilustrują całość. Kto
lubi opowieści wojenne lub dobre biografie niezależnie od gatunku, będzie z
tego albumu bardzo zadowolony
Komentarze
Prześlij komentarz