MY
SUPERHERO MANGA
Chyba nie da się być fanem mangi i
nie lubić shounena. To w końcu ten gatunek jest najpopularniejszy na całym
świcie, generuje największe hity, promuje japońską popkulturę lepiej, niż
cokolwiek innego – a wszystko to oczywiście nie przypadkiem. Owszem, najbliżej
mu do opowieści superbohterskich, które stanowią bodajże największą siłę nośną
komiksu na świecie, ale jednocześnie to po prostu świetne, doskonale wykonane
mangi (w końcu przy takiej konkurencji niełatwo jest się wybić, prawda?), które
warto polecić każdemu. „My Hero Academia” natomiast to jedna z najlepszych tego
typu opowieści, jakie powstały – nie tylko w ostatnich latach – i swoista
kwintesencja gatunku, doskonała zarówno dla fanów shounenów, jak i miłośników
amerykańskich zeszytówek superhero.
Nowy semestr. Nowi bohaterowie.
Nowe wyzwania. Nowe zagrożenia.
Walka Deku i Katsusia trwa, stając
się coraz bardziej wyrównaną i niebezpieczną. Który z nich okaże się lepszy? I
jakie będą konsekwencje tego starcia? Gdy wszystko nabiera tempa, ożywają też
wspomnienia z młodości obu bohaterów.
Ale to zaledwie początek tego, co
ich czeka. Wakacje się kończą, rozpoczyna się nowy semestr nauki w Akademii, a
co za tym idzie także nowe wyzwania. Młodzi adepci superbohaterskiego fachu
mają już za sobą praktyki, ale nadchodzi czas staży. Czym będą się one różniły
od wcześniejszych doświadczeń? I co jeszcze przyniesie naszym herosom dalszy
ciąg nauki? Tymczasem na horyzoncie czai się już wszystkim doskonale znane
zagrożenie…
Jak już pisałem na wstępie, „Akademia
bohaterów” to manga zawierająca w sobie wszystko to, co decyduje o popularności
shounenów. Owszem, powtarzam to niemal za każdym razem, kiedy omawiam tę serię,
ale to właśnie coś, co przesądza o sukcesie tej opowieści i jej sile. Chociaż
należy pamiętać, że prawdziwa siła tej serii jest jej wykonanie. Bez niego „My
Hero Academia” byłaby tylko kolejnym shounenem z bohaterem-wybrańcem, walkami,
przyjaciółmi, wrogami, solidną dawką humoru i nutą erotyki w postaci
dwuznacznych żartów czy skąpych strojów.
I tu na scenę wkracza nam Kohei
Horikoshi, który wiedział doskonale nie tylko, co chce osiągnąć, ale przede
wszystkim jak ma to zrobić. Wziął wszystko, co w gatunku najlepsze, posklejał w
jedną, wciągającą całość, doskonale zilustrował i zaserwował nam z taką
lekkością, że nie dało się tego nie docenić. W konsekwencji powstała lekka,
wciągająca, bardzo dynamiczna seria, mogąca pochwalić się dopracowaną w
najdrobniejszych szczegółach, wpadającą w oko i doskonale oddającą wszelkie
aspekty całości.
Chyba nie muszę zatem dodawać, że
dla fanów shounenów to rzecz, którą koniecznie powinni poznać? Świetna pod
każdym względem i coraz lepsza wraz z rozwojem akcji. Polecam gorąco, bo
naprawdę warto.
A wydawnictwu Waneko dziękuję za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz