Superman Action Comics #1: Niewidzialna mafia - Brian Michael Bendis, Ryan Sook, Patrick Gleason, Yanick Paquette
CZEGO
NIE WIDZI SUPERMAN?
„Superman: Action Comics” był
bezwzględnie najlepszą z serii „Odrodzenia”. Pisany przez legendarnego
scenarzystę przygód Człowieka ze Stali Dana Jurgensa, odświeżał stare dobre
motywy i postacie, dorzucał do nich świetną zagadkę i pomyślany był tak, by
kupować zarówno nowych, jak i stałych czytelników. Wraz z 1000 zeszytem Jurgens
(jak i odpowiedzialni za poboczną serię zatytułowaną po prostu „Superman”
autorzy) przekazał pałeczkę Bendisowi. Pierwsza napisana przez niego fabuła
była niezłą powtórką z rozrywki, ale jak widać zarówno po miniserii „Człowiek
ze Stali”, jak i niniejszym albumie, otwierającym regularny cykl, Bendis
zaczyna odnajdywać się w przygodach Supermana i serwuje nam kawał naprawdę
dobrej lektury nie tylko dla miłośników postaci.
Czy jest coś, czego ktoś taki jak
Superman nie widzi? Owszem, jeśli coś jest ukryte w ołowianym opakowaniu, nawet
jego superwzrok zawodzi. Ale czy tylko wtedy?
Na ulicach Metropolis pojawia się
właśnie nowe zagrożenie, które umyka zarówno spojrzeniu Człowieka ze Stali, jak
i reporterskim zdolnościom jego alter ego, Clarka Kenta. Gdy Clark zajęty jest
pracą nad nowym tekstem i pogrążony w rozmyślaniach nad brakiem swoich
bliskich, przestępczy świat miasta zostaje przejęty przez istotę zwaną jako Red
Cloud. Superman nie ma jeszcze pojęcia z jakim zagrożeniem przyjdzie mu się
zmierzyć…
Bendis to jeden z najlepszych,
najbardziej cenionych i zarazem najbardziej wpływowych scenarzystów w
komiksowej branży i czego by się nie dotknął, zmienia to w kurę znoszącą złote
jajka. Wystarczy wspomnieć, jak genialnie odświeżył postać Spider-Mana serią
„Ultimate Spider-Mana”, która dała początek całemu uniwersum i stała się
podstawą dla filmowej trylogii o Pajęczaku Sama Raimiego (a także dla filmu
„Spider-Man: Homecoming”). Albo zachwycające opowieści o „Daredevilu”, będące
najlepszym, co seria miała do zaoferowania od czasu rewolucji, jaką wywołał w
niej Frank Miller. Świetne też były jego serie o X-Menach pisane w ramach
Marvel Now, podobnie jak i eventy robione dla tej właśnie linii wydawniczej.
Nic więc dziwnego, że po jego „Supermanie” wiele sobie obiecywałem, tym
bardziej, że od pewnego czasu znów jestem fanem postaci. A co z tego wyszło?
Przede wszystkim nie jest to dzieło
genialne ani rewolucyjne. Bendis skupia się na zaserwowaniu nam przede
wszystkim dobrej, dynamicznej rozrywki. Jego opowieści to lekka, ale niegłupia
lektura, na tyle samodzielna by było można zacząć od niej przygodę z tą
postacią. Całość czyta się szybko i przyjemnie, a jednocześnie ma się ochotę na
więcej. jednocześnie jej wielkim plusem
jest fakt, że autor nie spieszy się z prowadzeniem akcji i skupia na tym, co
wychodzi mu najlepiej – życiowych sprawach i rozterkach, dzięki czemu całość
czyta się lepiej, niż „Człowieka ze Stali”, choć już nie tak miło ogląda. Co
nie znaczy, że rysunki w „Niewidzialnej mafii” są złe. Wręcz przeciwnie, to
kawał świetnej roboty, ale nic nie zastąpi mi Jima Lee.
Konkluzja będzie oczywista. Warto po ten album, jak i po wszystkie tytuły z Supermanem pisane przez Bendisa sięgnąć. To dobra rozrywka, a jednocześnie nie wątpię, że autor jeszcze pozytywnie mnie zaskoczy. A miłośnicy gry „Pojedynek superbohaterów” dostaną tu nie lada bonus – kartę z Marsjańskim łowcą ludzi.
Komentarze
Prześlij komentarz