PIEKIELNIE
DOBRY KOMIKS
Jeśli sądziliście, że już wszystko
w „Hellboyu” zostało powiedziane i że jego przygody rysowane przez Mike’a
Mignolę macie już za sobą, to nic bardziej mylnego. W siódmym i niestety
ostatnim już tomie zbiorczego wydania serii na fanów Piekielnego Chłopca czeka
kolejna porcja mroku, emocji, zaskoczeń i szalonej akcji, która trzyma poziom,
do jakiego cykl nas przyzwyczaił. Aż szkoda, że tym razem to już naprawdę
koniec, na szczęście istnieją jeszcze zarówno poboczna seria „BBPO”, jak i
dotąd w Polsce nie wydane dodatkowe opowieści z Hellboyem.
Hellboy odkrył swoje przeznaczenie,
zmierzył się z tym, z czym zmierzyć się miał i teraz trafił do piekła. Co
jednak czeka go w miejscu, z którego pochodzi? Wśród mroku i niebezpieczeństw
wszystko jest możliwe, a on przekona się, co jeszcze może stać się jego
udziałem. Na szczęście nie będzie w tym wszystkim sam!
Jest rewelacyjnie. Cóż tu więcej
można powiedzieć. Komiksy o Piekielnym Chłopcu zawsze takie były, dopiero
jednak kiedy po latach przerwy Mignola nie tylko napisał, ale i zilustrował
całość, czytelnik zaczyna czuć, czego brakowało mu w poprzednich tomach. A czy
w tym czegoś brak? Można by się obawiać, że tak, bo przecież jedną z
największych sił całości zawsze były tajemniczość, powolne odkrywanie kolejnych
elementów układanki i niepewność. Tu pozornie nie ma już na to miejsca, wszystko
już się wyjaśniło, a jednak Mignoli udaje się całość doskonale poprowadzić i
zostawić czytelników usatysfakcjonowanych, choć jednocześnie nie będzie fana,
który jednocześnie nie poczuje niedosytu. W końcu kto chciałby, żeby tak
świetna seria kiedykolwiek się skończyła, skoro tyle przeciętnych opowieści
ukazuje się nieprzerwanie od dekad?
Jeśli chodzi o fabułę, „Hellboy” jak
zawsze zachwyca zarówno nastrojem grozy i mroku. Są tu dynamiczne czy epickie
sekwencje, ale przede wszystkim mamy tę zachwycającą grozę, za którą lata temu
pokochałem prace autora. I jest ta oldschoolowy nuta, połączona z klimatami
legend i przypowieści. Czyta się to rewelacyjnie, szybko i z nieustającą ochotą
na więcej. Jednocześnie scenarzysta pokazał także, że wciąż jeszcze kryje w
rękawie wiele asów. Łącznie ze świetnym zakończeniem.
A szata graficzna? Chociaż na
początku jego kariery Mignola był doceniany bardziej przez kolegów po fachu,
niż czytelników, „Hellboy” to komiks, który zachwyca rysunkami. Cartoonowa,
dość kanciasta i prosta kreska urzeka. Czym? Przede wszystkim genialnym
operowaniem cieniem, które (wraz z równie nieskomplikowanymi, ale wspaniałymi
kolorami) dodaje ilustracjom niepokojącej nuty, ale też i to, jak wiele można
za pomocą takiej prostoty ukazać w absolutnie doskonały sposób. Klimat w tym
komiksie jest lepszy, niż w niejedynym filmie grozy, plansze zachwycają i na
długo przykuwają uwagę, a także doskonale oddają wszystkie aspekty całej opowieści.
Kto szuka dobrego, dojrzałego i
niebanalnego komiksu dla dorosłych czytelników, koniecznie powinien „Hellboya”
poznać. To seria rewelacyjna pod każdym względem, także wydania. I jeden z tych
tytułów – piekielnie dobrych – których po prostu nie wypada nie znać.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz