KSIĘŻNICZKA,
KOSMICI I INNE TAKIE
Długo, bo ponad półtora roku kazał
na siebie czekać dziewiąty tom „Jonki, Jonka i Kleksa". Nie aż tyle, co
ósmy, którego wydanie zajęło aż cztery lata, ale jednak. W końcu jednak jest i na
ceniących klasykę miłośników rodzimego komiksu czeka porcja niezłej zabawy. I
to wcale nie głupiej, a na dodatek nadającej się dla najróżniejszych
czytelników, niezależnie od ich wieku czy płci, która może i się zestarzała,
ale i tak wciąż warta jest uwagi.
W życiu Jonki, Jonka i Kleksa znów
wiele się dzieje. Tym razem jednak to ten ostatni staje się siłą sprawczą wielu
wydarzeń, kiedy postanawia nauczyć się fotografowania, zabiera za malowanie
obrazów, porywa się na próbę skonstruowania komputera itd. Hodowla rybek? Czemu
nie! Pokazy magiczne? Teatr kukiełkowy? Opowiadanie dzieciom bajek? Oczywiście!
Do tego na niego i przyjaciół czeka bal karnawałowy – i to nie byle jaki, bo w
górach. A i dochodzi jeszcze obóz harcerski, spotkanie księżniczką i kosmitami i… wiele, wiele
więcej.
Prawda jest taka, że choć przygody
Jonki, Jonka i Kleksa (nie mylić z Panem Kleksem) stanowią niezaprzeczalny
klasyk rodzimego komiksu, nie są tak popularne, jak „Tytus, Romek i
A'Tomek", dzieła Janusza Christy (u którego swoją drogą autorka niniejszej
serii uczyła się tajników rysowania) czy Tadeusza Baranowskiego. Nie zmienia to
jednak faktu, że mamy tu do czynienia z bardzo podobnym dziełem. I utrzymanym –
nie cały czas, ale jednak – na zbliżonym poziomie. A przynajmniej jeśli chodzi
o szatę graficzną. Rysunki Szarloty Pawel to typowe nie tylko dla polskiej
powojennej szkoły cartoonowe ilustracje. Obłe, dość uproszczone, samą kreską,
jak i „gęstością" plansz przypominające dokonania ojca Kajka i Kokosza
(choć niestety nie aż tak udane), uzupełnione są o podobny do tamtejszego, prosty
kolor. Wszystko to jednak, jak zawsze zresztą, wygląda przyjemnie, ma swój
klimat i wpada w oko nie tylko dzieciom.
Wszystko to rodzi jednak zasadnicze
pytanie, czyli: jak „Jonka, Jonek i Kleks" prezentują się od strony
fabularnej? Dobrze, nie bardzo dobrze, to może być pewien zarzut, nie
rewelacyjnie jak np. prace Christy, ale i nie zawodzi. Treść jest prosta, to
prawda, bywa też infantylna i promująca konkretne postawy czy elementy życia
sprzed lat, ale taki już urok tych starych, dziecięcych komiksów. Ten, jak
wiele innych, powstałych w czasach PRL-u, miał za zadanie oderwać dzieci od
szarej codzienność i wprowadzić więcej barw i humoru do ich życia. I robi to w
udany sposób, także w obecnych czasach. Pociechy i poprawy humoru chyba nigdy
nie jest dość, prawda?
Jeśli więc szukacie czegoś dla
najmłodszych, na sam początek ich drogi z polskim komiksem, bo już znają
„Tytusy” i im podobne twory, albo sami macie po trzydzieści kilka, czterdzieści
kilka lat i chcecie sentymentalnego komiksu, sięgnijcie po „Jonkę, Jonka i
Kleksa". Warto. To dobra, ciepła, sympatyczna lektura.
Komentarze
Prześlij komentarz