O
TO WŁAŚNIE CHODZI W PRAWDZIWYM SHOUNENIE
Jak ten czas szybko leci. Mam
wrażenie, że dopiero co czytałem pierwszy tomik „My Hero Academia”, a tu już na
półce mam piętnaście części i jeszcze trzy spin-offu. A już niedługo na rynku
pojawią się kolejne. I dobrze, bo to świetna seria dla miłośników shounenów,
bitewniaków i komiksów superbohaterskich w najróżniejszym wydaniu, pokazująca
jak ciekawie podać nawet najbardziej ograne motywy.
Deku i Lemilion w trakcie jednego
ze swoich patroli spotykają Chisakiego, młodego dowódcę Ośmiu Przykazań Śmierci.
Gdy dziewczynka, którą ten przedstawia jako swoją córkę, błaga Deku by ten
nigdzie nie szedł, chłopak próbuje ustalić, co tu się w ogóle dzieje. Jak
skończy się to spotkanie z człowiekiem, którego żądza mordu przeraża? A to
przecież zaledwie początek tego, co na bohaterów czeka w tym tomiku!
Lubić shouneny i nie znać „My Hero
Academii” po prostu… Okej, może nie nie wypada, bo takim absolutnym musisz to znać niezmiennie od ponad
trzydziestu lat pozostaje „Dragon Ball” (a i „Naruro” też warto byłoby wspomnieć,
jako pierwszego godnego następcę „Smoczych kul”), ale to rzecz absolutnie warta
przeczytania. I to jeszcze jak. Patrząc na „MHA”, trudno nie uznać, że to
najlepszy typowy bitewniak od czasu wspomnianych już przygód Naruto, oferujący
to, czego miłośnicy gatunku od niego oczekują.
Wiele razy już pisałem, co takiego
konkretnie czeka na czytelników w środku, więc pozwólcie, że po prostu
przypomnę to, co już mówiłem. A zatem jest tu wszystko to, z czego gatunek
słynie zaczynając od sympatycznego, choć fajtłapowatego bohatera-wybrańca, z
którym może identyfikować się nastoletni czytelnik, przez szybką akcję, dużo
humoru i nutę erotyki, na solidnej dawce walk skończywszy. Całość jest przy tym
lekka, szybka w odbiorze i ma swój klimat, a ilość wydarzeń i ich tempo
sprawiają, że nuda nie gości na stronach właściwie ani przez chwilę. Jednocześnie
„My Hero Academia” czerpie pełnymi garściami z dokonań poprzedników, a i nie
zapomina także o sięgnięciu do innych źródeł, jak amerykańskie komiksy
superhero (z cym innym, jak nie „X-Menami” kojarzy się szkoła dla bohaterów?) i
miksuje to w doskonale wszystkim znany, ale wiąż przyciągający czytelników
produkt finalny.
I to mnie kupuje i kupi też
każdego, kto chce dynamicznych walk, żartów, seksownych dziewczyn, równających z
ziemią spore tereny zagrożeń itd., itd. Tym bardziej, że wszystko to zostało po
prostu rewelacyjnie zilustrowane, z dbałością o szczegóły i tradycyjnie bardzo
ładnie wydane. Polecać oczywiście nie muszę, ale i tak to zrobię, bo „MHA” to
świetna seria jest i z każdym kolejnym tomem czytelnicy tylko będą chcieli
więcej i więcej. I o to właśnie chodzi w prawdziwym shounenie.
Dziękuję wydawnictwu Waneko za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz