KRÓLEWSKA
EDYCJA
Można nie lubić twórczości George’a
R.R. Martina, ale saga „Pieśń lodu i ognia” to coś, co nie tylko warto, ale
wręcz trzeba. W końcu z jednej strony to chyba największy sukces literatury
fantasy od czasów dzieł J.R.R. Tolkiena (pomijam tutaj „Harry’ego Pottera”, bo
to jednak zupełnie inny rodzaj powieści, choć reprezentujących jeden z podgatunków
tej gałęzi fantastyki). Z drugiej zaś po prostu kawał rewelacyjnej literatury,
która dla miłośników ciężkiego, dojrzałego, epickiego i realistycznego
podejścia do opowieści typu magii i miecza będzie niesamowitym przeżyciem, a zarazem
kupić może nieprzekonanych do niego. Jeśli jeszcze nie znacie tej opowieści,
teraz, wraz ze wznowieniem drugiego tomu w wersji ilustrowanej, znów pojawia się znakomita
okazja by nadrobić ten ewidentny błąd. Ale i ci, którzy mają już „Starcie
królów” na swojej półce powinni zainteresować się tą edycją, bo robi wielkie
wrażenie.
Umarł król, niech żyje król.
Pytanie jednak, kto nim zostanie… Gdy poprzedni władca opuszcza ten świat, rozpoczyna
się kolejna walka o tron, do którego roszczą sobie prawa różni członkowie rodu.
Spiski, bratobójcze walki i próby zdobycia bądź utrzymania władzy stają się
głównym motorem napędowym całej akcji. Jednak nie można zapomnieć o jednym –
biały kruk przynosi zwiastun końca lata, a to oznacza jedno: w końcu zbliża się
zima, a w świecie Westeros wiąże się ona z prawdziwie wielkim
niebezpieczeństwem. Większym nawet niż toczące się wydarzenia…
Bestsellerowa, wciąż nie zakończona
seria powieści, bijący rekordy popularności serial telewizyjny, którego treść
już zaszła o wiele dalej, niż książkowy pierwowzór, doprowadzając do finału to,
z czym Martin, skupiający się na dodatkach, a nie ciągu dalszym, od lat zwleka,
a wreszcie cała masa najróżniejszych dodatków – tak w skrócie przedstawia się
świat „Pieśni lodu i ognia” z perspektywy popkulturowej. A skoro to się
sprzedaje, a fani chcą więcej, więcej też dostają. Jedno cieszy jednak
szczególnie: wśród wszystkich tych propozycji nie brakuje rzeczy naprawdę
wartościowych i z taką właśnie mamy do czynienia w tym przypadku.
Wracając jednak do „Starcia
królów”, to epicka, bo rozpisana na
ponad tysiąc stron historia skupiająca się z jednej strony na spiskach i
walkach, z drugiej pokazuje relacje między bohaterami, a tych bynajmniej nie
brakuje. Z tego powodu liczba wątków w miarę rozwoju akcji narasta, ale na
szczęście Martin nad wszystkim panuje. I oferuje przy tym czytelnikom naprawdę
fascynującą opowieść fantasy, porywającą przygodami i ciągłym zagrożeniem, nie
stroniącą od magii i niezwykłego, bogatego bestiariusza, ale bardzo realną i
przyziemną. Osadzoną na dodatek w fascynującym, znakomicie skrojonym świecie i
zaprezentowaną stylem znajdującym się na styku literatury rozrywkowej i wyższej
– pełnym, dopracowanym, odpowiednio ciężkim, ale i dostatecznie lekkim, by
wciągać i urzekać.
Ale równie rewelacyjne jest samo
wydanie. Twarda oprawa, powiększony format, mnóstwo ilustracji… Wszystko tu
zostało dopieszczone niemal do perfekcji. Niemal, bo strony z grafikami aż
prosiły się o druk na papierze kredowym, ale i na offsecie nie wyglądają wcale
źle. Kiedy otwieramy to słusznej wagi i rozmiarów tomiszcze, z miejsca wita nas
kolorowa wersja mapy. Zaraz potem przekonujemy się, że pierwsze strony każdego
z rozdziałów witają nas przyjemnymi dla oka ozdobnikami. A w końcu otrzymujemy
grafiki – pięknie wykonane, realistyczne, doskonale pasujące do całości – które
dostajemy w dwóch wersjach. Pierwsza, umieszczona w odpowiednim miejscu tekstu,
jest czarnobiała, kolorowe czekają w formie wkładek w środku książki.
Podsumowując, miłośnicy „Gry o tron”
i dobrych powieści fantasy będą zachwyceni. „Starcie królów” w edycji
ilustrowanej to doskonałe dzieło dla fanów dobrej literatury fantastycznej i
coś, co powinno znaleźć się na półce każdego fana „Pieśni lodu i ognia”, nawet
jeśli ma zwykłe wydanie. Tym bardziej, że cena naprawdę jest atrakcyjna.
Komentarze
Prześlij komentarz