Virion #4: Szermierz - Andrzej Ziemiański

KONIEC VIRIONA


Tak to już z dobrymi seriami jest, że nawet mimo początkowych planów w końcu całość najczęściej i tak musi się doczekać się jakiejś kontynuacji. Trylogia „Achaja” może się jednak pochwalić naprawdę imponującą ilością kontynuacji / spin-offów – pięciotomowy „Pomnik cesarzowej Achai” (którego najobszerniejszy tom liczył niemal 1000 stron) i czterotomowy „Virion” robią wrażenie, prawda? Teraz jednak zarówno „Virion”, jak i – tak przynajmniej się wydaje – cała seria – dobiega wreszcie końca. I żal, bo przez siedemnaście lat istnienia cyklu, czytelnicy zdołali przywiązać się do postaci  i tego świata. Kto wie, co przyniesie przyszłość, póki co jednak możemy cieszyć się kolejną świetną powieścią Ziemiańskiego.


Ostateczne rozstrzygnięcie zbliża się nieubłaganie, jak nieubłaganie zbliża się obława, podążająca za Virionem i Niki. I jak nieubłaganie ma dopełnić się przeznaczenie naszego Szermierza Natchnionego. Gdy wrogów przybywa, a interesy prywatne, Cesarstwa, Zakonu i Rady Czarodziejów zaczynają się przeplatać, teraz już wydarzyć się wszystko…


„Virion” to powrót Ziemiańskiego do starej, dobrej „Achai” i to mnie w tej serii najbardziej cieszy. Nie narzekam na „Pomnik cesarzowej Achai”, bo Ziemiański to jeden z najlepszych rodzimych fantastów i żadna jego książka jeszcze mnie nie zawiodła, ale to jednak już nie było to samo. Owszem, „Virion” to też nie „Achaja”, bo pisarz nie idzie tu w taką, jak tam postmodernę, niemniej znów mamy bardziej klasyczne fantasy z solidną dawką niewymagającego humoru. Wydarzeń jest nieco mniej, ale dzięki temu właśnie akcja pozostaje bardziej spójna i skondensowana. Do tego dochodzi dobre tempo, nieźle nakreślone postacie, ciekawe watki… i, oczywiście, należyta fantasy epickość. Niemal siedemset stron lektury zagwarantuje rozrywkę każdemu spragnionemu solidnej porcji fantastycznych wrażeń.


Czy przy tym rozmiarze całość nie nudzi? A czy finałowy tom „Pomnika…” nudził? Nie twierdzę, że Ziemiańskiemu nie zdarzają się dłużyzny, bo przy tej ilości stron to praktycznie niemożliwe, ale rekompensuje je cała, jakże udana reszta. Jak na finałowy tom przystało, rzecz zamyka wątki i wypełnia lukę w całej opowieści. I, jak już wspominałem, robi to w naprawdę dobrym stylu. Nie każdego „Virion” kupi, ale i tak warto go poznać. Bo tetralogia ta to zarówno świetny dodatek do głównej opowieści, jak i samodzielna historia, od której możecie zacząć swoją przygodę ze światem Achaii. Światem, który na długo zapada w pamięć.


W skrócie: kawał udanego, sympatycznego fantasy. Bardziej przeznaczonego dla płci brzydkiej, niż pięknej (o dziwo jednak to „Achaja” mimo kobiety w roli postaci wiodącej była bardziej męską lekturą – albo to ja przywykłem do prozy Ziemiańskiego), ale każdy miłośnik fantastyki rozgrywających się w quasi historycznych realiach znajdzie tu coś dla siebie.

Komentarze

  1. Wydarzeń nie ma ale czytelnika czeka moc wrażeń?
    Hmm.
    Recenzja praktycznie nie udziela mi żadnej odpowiedzi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi udzielić ma książka.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz