NUFF
SAID
Ósmy tom „Deadpoola: Classic” to w
całości rzecz napisana przez Franka Tieriego, autora takich komiksów, jak „Wolverine:
The Return of Weapon X” czy „Punisher Noir”. I jest to jednocześnie tom
zbierający niemal wszystkie jego prace nad tą serią. Co ważniejsze jednak jest
to po prostu dobry tom. I ostatni na długo tak świetnie ilustrowany, zanim
opowieść trafi w ręce ilustratorów z grupy Udon, których pseudomangowa kreska i
przejaskrawiona kolorystyka będą prawdziwą udręką mimo niezłych scenariuszy Gail
Simone.
Wróćmy jednak do tomu ósmego. W środku
czekają na nas dwie dłuższe opowieści o Najemniku z -Nawijką: „Agent of Weapon
X” i „Funeral for a Freak”. Tytuły już mówią same za siebie. Broń X upomina się
o Deadpoola i chce zatrudnić go jako tajnego agenta. Zapewne nasz szalony
najemnik nie chciałby mieć z nimi nic wspólnego, gdyby nie jeden drobiazg – w
zamian za służbę… wyleczą jego zdeformowaną, przypominającą pizzę twarz!
Problem w tym, że wyzwanie, które go czeka, może okazać się zbyt wysoką ceną do
zapłacenia…
A to przecież nie koniec. Wręcz
przeciwnie! Wkrótce nadchodzi czas… pogrzebu Deadpoola. Czyżby nasz najemnik
wreszcie skonał ostatecznie? Czy może znów powróci? I kto wie, czy jeden raz.
Do tego na scenie znów pojawia się T-Ray, gotów tym razem na ostateczne
starcie…
Wiecie jak to jest w świecie
komiksu – każdy nowy autor, który na dłużej zaczyna zajmować się opowieściami o
danym herosie, chce prędzej czy później zmierzyć się też z legendarnymi
wątkami. W „Spider-Manie” takim motywem jest śmierć Gwen, powroty Osborna,
Kraven Łowca czy klony, w „Batmanie” fabuły pokroju „Knightfall”, w
„Supermanie” śmierć i Doomsday… Długo by wymieniać. Frank Tieri, przejmując
pisanie „Deadpoola”, robi dokładnie to samo, zajmując się między innymi śmiercią
głównego bohatera czy Bronią X. I jak jemu podobni artyści zabierający się za
podobne rzeczy, stara się dodać coś od siebie. Jak mu to wychodzi?
Dobrze, momentami nawet bardzo.
Typowo dla serii, ale tego przecież oczekują czytelnicy. Jest tu akcja, są
żarty, dużo gadania, odniesienia do innych komiksów („Funeral for a Freak” to
nic innego, jak odwołanie do „Superman: Funeral for a Friend” a okładka kojarzy
się ze „Śmiercią Supermana”), brak poprawności politycznej, typowe dla
superhero momenty… I czyta się to dobrze. Nie ma tu wielkich nowości, nie ma
niczego odkrywczego, ale i tak zabawa jest dobra. Poza tym mamy tu jeden z
zeszytów należących do eventu „Nuff Said!”. Co to znaczy? Niemy zeszyt – tak,
Najemnik z Nawijką musi poradzić sobie bez słów! W roku 2002 Marvel, inspirując
się pozbawionym dialogów #21 numerem „G.I. Joe: A Real American Hero”, kazał
twórcom zaserwować po jednym zeszycie każde serii właśnie w takiej formie. Co
ciekawe, w „Deadpoolu” #42 sparodiowano tę konkretną odsłonę „G.I. Joe” – w
skrócie życie znów naśladuje sztukę, a sztuka życie, jak to mówią.
Reasumując: kolejny dobry,
klasyczny komiks dla miłośników Deadpoola. Oldschoolowy nawet w czasach swojej
premiery, ale w dobrym stylu i znakomicie przy tym narysowany. Warto po niego
sięgnąć, tym bardziej że kolejna odsłona przynajmniej graficznie już tak udana
nie będzie.
Komentarze
Prześlij komentarz