Drzwi do lata - Robert A. Heinlein

DRZWI DO PRZESZŁOŚCI



With his fool's gold stacked up all around him
From a killing in the market on the war
The children left King Midas there, as they found him
In his counting house where nothing counts but more

- The Monkees, „The Door Into Summer”


„Drzwi do lata” to już druga – i pewnie nie ostatnia – powieść Roberta A. Heinleina w serii „Wehikuł czasu”. Powieść kultowa i ceniona. Może nie tak, jak najsłynniejsze jego dzieła („Obcy w obcym kraju”, „Luna to surowa pani” czy „Kawaleria kosmosu”), ale i tak absolutnie warta poznania. I to o wiele bardziej, niż współczesne twory Science Fiction. Bo to po prostu dobrze pomyślana, znakomicie napisana i zbudowana na świetnym zapleczu obyczajowym powieść o ponadczasowych sprawach – czyli najgorszych ludzkich cechach.


Lata 70. XX wieku. Dan Davis miał wszystko – ukochaną, perspektywy na przyszłość i wspaniały wynalazek, który zrewolucjonizuje świat – robota. Wszystko traci w jednej chwili, kiedy narzeczona wraz ze wspólnikiem pozbawiają go firmy i praw do patentu, a jakby tego było mało on sam ostatecznie kończy poddany hibernacji. Czyżby to był koniec? Nic bardziej mylnego, Dan budzi się 30 lat później w zupełnie nowym świecie całkiem nowych możliwości. Zaczyna powoli odbudowywać swoje życie i odkrywać, co wydarzyło się przez ten czas. Wpada też na pomysł, jak może wszystko odwrócić. Czy mu się to uda? I co z tego wszystkiego wyniknie?


Robert A. Heinlein to autor legenda. Dał nam wiele niezapomnianych dzieł, wymyślił też kilka słów i zwrotów, które na dobre weszły do języka angielskiego ("grok", "waldo", "speculative fiction", „TANSTAAFL", "pay it forward", "space marine"), przewidział telefony komórkowe, a na jego pomysłach oparto m.in. współczesny patent łóżka wodnego. Długo można by o nim pisać, rozwodząc się choćby nad jego poglądami na seks, feminizm czy wojnę, ale skupmy się na „Drzwiach do lata”.


Kiedy Heinlein zabrał się do pisania tej powieści, miał parę luźnych pomysłów i proces twórczy bynajmniej mu nie szedł. Wszystko zmieniło się nagle przez… kota i żonę autora, która powiedziała słowa, jakie potem stały się tytułem powieści i Heinlein napisał całość w niespełna dwa tygodnie. I wyszło mu to świetnie. Nie jest to arcydzieło, to po prostu lekka, ale udana opowieść o podróżach w czasie, nieszukająca skomplikowania, ale też niebędąca jedynie niewymagającą rozrywką. Ma swój klimat, ma udaną akcję i nieźle nakreślone postacie.


Styl też jest udany. „Drzwi do lata” czyta się szybko, lekko i przyjemnie, ale jak to z klasyką bywa, powieść jest treściwa i daleka od stylistycznej pustki współczesnej prozy. Wszystko to wieńczy niezawodnie znakomite wydanie. Kto lubi dobrą, klasyczną fantastykę będzie z tej książki zadowolony. I będzie miał też na co czekać, bo kolejne tomy „Wehikułu czasu” są już zapowiedziane.


Dziękuję wydawnictwu Rebis za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Komentarze