SIN
CITY HITMAN
„Miasto Wyrzutków” to opowieść
oparta na schematach, które zna chyba każdy miłośnik komiksów. Próbowano co
prawda nieco pomieszać różne motywy, ale i tak wyszła z tego powtórka z
rozrywki. Co nie znaczy, że jest ona zła. Po prostu całości zabrakło inwencji,
choć nadal to niezły komiks, który przyjemnie się czyta, jeśli lubicie
kryminały.
Głównym bohaterem „Miasta” jest Jacques
Peuplier, nietypowy prywatny detektyw. Na czym polega jego nietypowość? Na
pewno nie na tym, że jest silnym i milczącym drabem, a fakt, że potrafi…
rozmawiać z przedmiotami, co w prowadzeniu śledztw przydaje się naprawdę
znakomicie. A w Mieście Wyrzutków
przestępstw wszelkiej maści nie brakuje. Sprawa zniknięcia pewnej otyłej
dziewczyny może jednak okazać się dla Jacquesa czymś innym, niż sądził…
Patrząc na powyższy opis chyba nie
muszę nikomu mówić, co przypomina ta seria, prawda? Miasto Wyrzutków niczym
drugie Sin City - Miasto Grzechu, milczący drab prowadzący śledztwo w sprawie
pewnej kobiety, brudne zaułki, wszędobylski mrok… Długo można by wymieniać. Z
drugiej strony twórca próbował przełamać to solidną dawką fantastyki, gdzie
pobrzmiewają echa najróżniejszych dzieł o zwykłych ludziach obdarzonych
niezwykłymi mocami (pierwsze skojarzenia z „Hitmanem” Gartha Ennisa są jak
najbardziej trafne, choć podobnych przykładów można by mnożyć). Do tego
dochodzi jeszcze mix innych drobiazgów, ale to już każdemu pozostawiam do
samodzielnego wytropienia.
A jednak Julien Lambert stworzył
opowieść, która zdobyła Fauve Polar SNCF na festiwalu Angouleme 2019. Dlaczego?
Nie do końca rozumiem, bo poza tym, że całość jest niezła, trudno powiedzieć o
niej jakieś wielkie komplementy. Czyta się to dobrze, album ma swój udany
klimat – tu też nie ma większej świeżości, bo całość pod tym względem
przypomina mi serię „Czarny Młot” – i ciekawą zagadkę – i to tyle. Albo aż
tyle. Zależy od tego, jak na całość patrzycie.
Pamiętajcie jednak, że to wciąż
dobry komiks rozrywkowy. Mógł być rewelacyjny, gdyby twórca zdecydował się
złożyć hołd motywom i pobawić się nimi z pełną świadomością, że wchodzi po raz
kolejny do rzeki, do której wchodzili niezliczeni jego poprzednicy, ale
przecież coś w tej rzece musi być, że ludzi tak do niej ciągnie, ale i bez tego
całość radzi sobie całkiem sprawnie, jako połączenie noir i fantastyki. Nieźle
zilustrowane, tradycyjnie znakomicie wydane, jako rozrywka na jedno, krótkie
popołudnie z komiksem w ręku sprawdza się całkiem dobrze.
Wbrew wtórności, warto więc po
„Miasto Wyrzutków” sięgnąć. Choćby dla przekonania się, co to za dzieło. Kto wie,
może kupi Was bardziej, niż mnie?
Komentarze
Prześlij komentarz