Niebo na uwięzi - Christina Leunens

MIŁOŚĆ W CZASACH ZAGŁADY


Dzieła o drugiej wojnie światowej… nawet nie pokuszę się policzyć, ile z nich miałem okazję poznać. Książki, komiksy, filmy, gry – fikcja, dokument, twory poważne i zabawne, przyziemne i fantastyczne, wymieniać można niemal w nieskończoność. Po co sięgać po kolejne? Bo jest dobre? Oczywiście, ale jak takie znaleźć? Niełatwo, jednak „Niebo na uwięzi” to w tym wypadku strzał w dziesiątkę, a przy okazji świetna, ambitna powieść nie tylko dla fascynatów wojennej tematyki i nazistowsko-żydowskich relacji.


Poznajcie Johannesa. Johannes mieszka w zaanektowanej do Trzeciej Rzeszy Austrii, jest członkiem Hitlerjugend i jest gorliwy w tym, co robi. Jak ktoś taki mógłby zareagować na fakt, że jego bliscy ukrywają w domu młodą żydówkę? O tym przekonuje się już wkrótce, kiedy odkryje się, że jego rodzice pomagają niejakiej Elsie. To, co zaczyna się od oburzenia, przeradza się w miłość, obsesję i niekończące się manipulacje. Gdy rodzice znikają, tylko Johannes jest świadom istnienia dziewczyny. Ale co z tego wyniknie? I jak potoczą się losy obojga, skoro chłopak nie chce końca wojny, bo wtedy Elsa mu się wymknie?


Nie ukrywam, że nie sięgnąłbym po tę powieść, gdyby nie fakt, że posłużyła jako podstawa dla filmu „Jojo Rabbit”. Dzieła jego reżysera, Taiki Waititiego, pokochałem z chwilą, kiedy obejrzałem jego obraz „Orzeł kontra rekin” i nawet, kiedy twórca przeszedł do mainstreamu, nie zawiódł moich oczekiwań, serwując jeden z najlepszych filmów Marvela, jakim był „Thor: Ragnarok”. „Jojo Rabbit” kupiło mnie już samym zwiastunem, jak więc mogłem nie poznać pierwowzoru. Nie oczekiwałem, że dostanę tu tę szaloną nutę i humor, co w filmie, ale wiedziałem, że to będzie świetna powieść i taka właśnie jest. Lepsza nawet, niż się spodziewałem.


Bo to nie tyle opowieść o nazizmie i wojnie – chociaż oczywiście elementy te są widoczne i wyraziste – ile o uczuciach, emocjach i miłości w czasach zagłady. Tylko czy to na pewno miłość czy obsesja? A może coś zupełnie innego – swoista zależność, pragnienie kontroli, syndrom Boga niemalże… To właśnie jest siłą tej powieści. Ta psychologiczna nieoczywistość, zabawa w kotka i myszkę między bohaterami, ale też i miedzy czytelnikiem i autorką. Może nie wszystko wyszło tu idealnie, ale na pewno i tak „Niebo na uwięzi” wyróżnia się na tle podobnych opowieści.


Tym bardziej, że jest naprawdę świetnie napisana. To nie banalna, prosta i lekka lektura, jakich wiele w temacie związków miedzy Niemcem a Żydówką (szczególnie rodzime dzieła niebezpiecznie przypominają tandetne romansidła, których nie da się czytać), a naprawdę świetne, mocne, wciągające i angażujące dzieło. Trochę opowieść o wojnie, trochę o miłości, bardziej o ludziach i trybach wielkiej machiny, w które zostali wciągnięci. I o zmianach myślenia i czy w ogóle są one możliwe. Wszystko to składa się na powieść, o której nie da się łatwo zapomnieć. Frapującą lekturę dla czytelników z ambicjami. Warto ją poznać i to jeszcze jak.

Komentarze