Chłopiec pochlania wszechświat - Trent Dalton

PATOLOGICZNY WSZECHŚWIAT


Im dłużej czyta się książki, ty trudniej jest znaleźć satysfakcjonującą lekturę. I jeszcze trudniej znaleźć jest dzieło oryginalne – tym bardziej we współczesnych pozycjach dostosowanych do gustu odbiorcy, który myśleć się boi, głębi unika, a na dobrą jakość zdaje się mieć chroniczna alergię. A mimo to wciąż można trafić na wartościowe dzieła, które swoją premierę miały nie dalej, jak kilka lat temu. I do nich właśnie należy „Chłopiec pochlania wszechświat”, sentymentalna opowieść o minionym świecie i przyjaźni, która trzyma zadziwiająco wysoki poziom, nie tylko jak na debiut.


Brisbane, 1983 rok. Eli nie ma łatwego życia. Ojciec jest nieobecny, matka pogrążyła się w uzależnieniu od narkotyków, a jej obecny facet zajmuje się handlem heroiną. Jedynie brat nie pasuje do tego wzorca, bo choć niemy, pozostaje uzdolniony, ale czy ma szansę rozwijać talent w takim środowisku? I właśnie z tego środowiska chce się wyrwać Eli. Chce pomóc matce, chce być dobrym człowiekiem, ale los mu tego nie ułatwia. Czy w brudzie chłopak może jednak znaleźć coś więcej? Wydaje się, że tak i to w postaci Slima Hallidaya, recydywista który nad nim czuwa. Ale czy ktoś taki naprawdę może być swoistym ratunkiem?


Pierwszym, co zwróciło moją uwagę w przypadku tego dzieła był opis fabuły. Lata 80., młodość, problemy, przyjaźń, polskie akcenty… Potem, kiedy już powieść trafiła w moje ręce, kupił mnie styl. Chwilę później wciągnęła fabuła i… Chyba możecie już domyślić się, co było dalej. Dałem się porwać. „Chłopiec…” kupił mnie aż zdziwiłem się, jak bardzo.


Nie jest to zbyt oryginalna. Autor, swoją drogą nagradzany dziennikarz, tworzy dzieło fabularnie znajdujące się na styku „Wielkich nadziei” z „Jasperem Jonesem” i licznymi opowieściami o dorastaniu w patologicznym otoczeniu (mi osobiście rzecz najbardziej pod tym względem kojarzyła się choćby z „8 milą”, bo niestety porównywanie jej do życiowych dramatów, jakich pełno, byłoby sporą krzywdą). Styl też nie jest zbyt oryginalny, bo chociaż podobne pisarstwo (oparte na powtórzeniach i pewnym ascetyzmie) spotyka się dość rzadko, autorzy tacy, jak Amy Hempel czy Chuck Palahniuk opanowali do mistrzostwa. A jednak „Chłopiec pochlania wszechświat”, jak pisałem, kupił mnie.


Czym? Prostotą, szczerością, klimatem i świetnym wykonaniem. Powieść jest życiowa, odpowiednio ciężka, ale niepozbawiona lekkości i satyrycznego, ciętego w swym brzmieniu humoru. Postacie i świat nakreślone są znakomicie, styl też trzyma poziom i wyróżnia się na tle współczesnych dzieł, a całość po prostu czyta się jednym tchem. Bywa nostalgicznie, bywa ponuro i nieprzyjemnie, bywa też zabawnie – przede wszystkim jednak jest życiowo i z pewną nutą głębi.


Dlatego polecam gorąco. „Chłopiec pochlania wszechświat” to świetna książka obyczajowa, z całkiem sporą dozą niebanalności. A sam Dalton, wielokrotnie zresztą za ten tytuł nagrodzony, zapowiada się bardzo ciekawym autorem. Oby tylko kolejne jego powieści utrzymały ten poziom.

Komentarze