LŚNIENIE
2
Chociaż Stephen King był rozczarowany filmowym „Lśnieniem”,
obraz Stanleya Kubrika do dziś pozostaje nie tylko jedną z najlepszych
adaptacji książek pisarza, ale po prostu i jednym z najlepszych horrorów w
dziejach kina w ogóle. Podobnie zresztą jak powieść, będąca od dekad prawdziwą
legendą gatunku. Kiedy więc przed laty Król wydał kontynuację, nikt nie
spodziewał się, że dorówna pierwowzorowi i… nikt się nie rozczarował. Tak samo
wiadome było, że filmowy „Doktor Sen” nie będzie mógł się równać z „Lśnieniem”.
I nie dorównuje mu, ale jednocześnie to całkiem udany filmowy horror, który
ogląda się z przyjemnością i bez znudzenia.
Dan Torrance był dzieckiem, kiedy przeżył koszmar w
hotelu Panorama. Teraz, będąc już dorosłym mężczyzną, wciąż nie potrafi przejść
nad tym do porządku dziennego. Najchętniej by o wszystkim zapomniał, ale wtedy
pojawia się Abra. Dziewczyna obdarzona jest tym, samym darem co on – lśnieniem –
i potrzebuje jego pomocy. Dan nie ma jeszcze najmniejszego pojęcia, w jakim niebezpieczeństwie
się znajdzie…
Co prawda wszystkie książki i opowiadania Stephena
Kina w mniejszym bądź większym stopniu łączą się ze sobą na poziomie „Mrocznej
Wieży”, jego opus magnum splatającego wszystkie światy, autor nie przepada za
kontynuowaniem swoich dzieł. W trwającej już 46 lat karierze, King zawsze
serwował nam pojedyncze powieści, jeśli nie liczyć sagi o Mrocznej Wieży i
dylogii „Talizman” / „Czarny dom”, której zresztą sam nie napisał. Bohaterowie
jego prozy co prawda co i rusz powracali, jednak dopiero wydany w 2013 roku „Doktor
Sen” był pierwszą kontynuacją wcześniejszej powieści z prawdziwego zdarzenia. I
od razu naprawdę udaną. Książki jednak od „Lśnienia” nie dzieliła przepaść, bo
i tamta kultowa powieść nie była aż tak wybitna, jak film nakręcony na jej
podstawie, ale przed twórcami filmowej wersji stanęło nie lada wyzwanie.
Jak sobie z nim poradzili? Dobrze. „Doktor Sen” to
rasowy horror, w którym momentami widać udany hołd złożony „Lśnieniu”. Ma swój
klimat, ma swoją akcję – skróconą względem książki, ale kingowej cegły nie dało
by się przełożyć na filmową taśmę bez rozciągnięcia do formy serialu – i niezłe
wykonanie. Dobrze wypadają też aktorzy, w szczególności Ewan McGregor w roli
głównej. Szkoda, że całość nie została nakręcona starym sprzętem, na starej
taśmie, ale i tak wypada lepiej, niż pokazywały to zwiastuny.
Miłośnicy „Lśnienia”, jeśli podejdą do całości z
dystansem, bawić będą się dobrze. Podobnie, jak fani prozy Kinga, bo „Doktor
Sen” to dobra adaptacja i niezły straszak. Można go też obejrzeć bez znajomości
pierwowzorów i bawić w niezobowiązujący, przyzwoity sposób – lepiej nawet niż
reszta. I tyle wystarczy.
Recenzja opublikowana na portalu Kostnica.
Komentarze
Prześlij komentarz