NIEWIDZIALNA
GROZA
Na początku mojej przygody z prozą H.G.
Wellsa miałem z nią jeden zasadniczy problem: chociaż uwielbiam klasykę science
fiction i jej naiwność, niektóre z jego pomysłów trąciły takim kiczem, że
ciężko jest mi było je zaakceptować. Na szczęście były to nieliczne przypadki,
a cała reszta dorobku autora, jednego z ojców fantastyki naukowej przecież,
absolutnie zachwyca. „Wehikuł czasu”, „Wojna światów”, „Wyspa doktora Moreau”
czy „Pierwsi ludzie na Księżycu” to tylko niektóre z najsłynniejszych i
najlepszych dzieł Wellsa, a „Niewidzialny człowiek” to powieść (choć właściwie
należałoby powiedzieć nowela), która doskonale do nich pasuje i zachwyca mimo
upływu lat.
W trakcie śnieżycy do gospody w Iping
przybywa Griffin, tajemniczy mężczyzna, ubrany tak, że nie widać nawet kawałka
jego ciała. Wynajmuje pokój, chce by nikt mi nie przeszkadzał w jego badaniach
i… Zdawałoby się, że to koniec, jednak aura tajemnicy i dziwne odgłosy
dobiegające z jego pokoju budzą ciekawość w gospodyni. Kobieta chce więc odkryć
jego sekret, nieświadoma, że Griffin jest naukowcem, który nie tylko wynalazł
sposób na niewidzialność, to jeszcze sam stał się ofiarą swoich badań. Niestety
to nie jego eksperymenty są niebezpieczne, a on sam…
„Niewidzialny człowiek” powraca na
polski rynek ze względu na zbliżającą się premierę nowej filmowej adaptacji. Co
prawda już w tym momencie wiadomo, że obraz współtwórcy „Piły” dobry nie
będzie, ale za to dobra jest ta powieść i to jeszcze jak. To, podobnie jak
niezapomniana ekranizacja z 1933 roku, która po dziś dzień robi wielkie
wrażenie także swoimi efektami, po prostu wyśmienity thriller science fiction i
nawet jeśli nie zaskakuje fabułą, nadrabia to klimatem. A przecież do tego
dochodzi jeszcze ponadczasowość i prawdziwa siła wyrazu, których nic nie zastąpi.
Owszem, książce nie da się odmówić
pewnej dozy naiwności, niemniej i tak, kiedy czytamy tę powieść, nic nas to nie
obchodzi. Akcja jest ciekawa, tempo odpowiednie, a całość wcale nie banalna,
wsparta aktualnymi zawsze przestrogami. Owszem, widzieliśmy to wszystko już
niezliczoną ilość razy, dzieło inspirowało w końcu wiele filmów od serii studia
Universal, przez sympatyczne „Wspomnienia niewidzialnego człowieka”, po dylogię
„Człowiek widmo”, a jednak wciąż fascynuje. I to nie tylko ze względu na fakt
bycia prekursorem podobnych opowieści. „Niewidzialny człowiek” wciąż ma w sobie
bowiem dość świeżości i taką moc, że nie sposób mu nie ulec.
W skrócie: warto. Co tam warto –
dla miłośników fantastyki i horrorów to absolutne musisz to mieć, którego wstyd
jest nie znać. Jeśli nie macie jeszcze
na półce tej pozycji, nie wahajcie się ani chwili. Tym bardziej, że całość jest
również świetnie wydana.
Komentarze
Prześlij komentarz