ODRODZENI
KONTRA RESZTA ŚWIATA
Zrobić dobrą opowieść grozy opartą
na wszystkim znanych schematach, czerpiącą pełnymi garściami z innych dzieł, nie
jest łatwo. Wiedzą o tym wszyscy, którzy choć trochę interesują się tematem. A
jednak czasem twórcom się to udaje. Jakim cudem? Odpowiedź na to pytanie jest w
zasadzie dość prosta: trzeba to po prostu czuć i potrafić owe uczucia przekształcić
w produkt finalny, do czego już potrzeba jednak talentu. I te wyczucie oraz
talent posiada Tim Seeley, scenarzysta m.in. „Wiecznego Batmana”, który swoje
„Odrodzenie” zbudował na gruncie, gdzie „Żywe trupy” spotkały się z „Fargo”,
dając nam historię określoną przez niego samego jako „prowincjonalne noir”,
które wciąga, intryguje i nie pozwala o sobie zapomnieć.
Wausau w Wisconsin to miasteczko
jakich wiele. Spokojni ludzie, brak zbrodni, odludna okolica, mróz, śnieg. Co
niezwykłego może się tu wydarzyć? Pewnego dnia jednak wszystko się zmieniło –
zmarli wstali z grobów, miasto zostało odizolowane, a pytań z każdą chwila
zaczęło przybywać.
Teraz Dana, lokalna policjantka,
musi uciekać ze swoją odrodzoną siostrą przed prawem. Ale na ich tropie jest
także morderca. Gdy sytuacja staje się coraz trudniejsza, całe miasteczko musi
zmierzyć się również z planami generała odnośnie mieszkańców…
Jak przyznaje sam Seeley,
„Odrodzenie” napisał pod wpływem popularnej serii „The Walking Dead: Żywe
trupy”. Nie poszedł jednak tą samą wtórną drogą, co twórca „Żywych trupów”
Robert Kirkman i postawił na własną wizję. A jaka jest to wizja? Przede wszystkim
Seeley odmienił charakter zombie, porzucając ich wizerunek morderczych,
pozbawionych ludzkich cech stworów na rzecz istot takich, jak my. Jedyne co ich
od nas różni to fakt, że zmartwychwstali i że niektórzy po tym wydarzeniu
zaczęli zachowywać się dziwnie. Ludzie jednak starają się żyć obok nich – żyć z
nimi – i zrozumieć co tu właściwie się dzieje. A dzieje się dużo i w znakomitym
stylu, w scenerii rodem ze wspomnianego „Fargo” i w niewielkiej społeczności
tak bardzo przypominającej te, do jakich przyzwyczaił nas Stephen King. I jak u
Kinga, na czytelników czeka tu znakomite tło obyczajowe i mieszanka motywów
thrillerowych, sensacyjnych i kryminalnych.
Oczywiście na tym nie koniec.
Seeley pełnymi garściami czerpie z takich dzieł, jak „Fargo” czy „Z archiwum X”
i obleka swoją fabułę w iście serialowe ramy. A wszystko to wieńczy znakomita
szata graficzna. Mike Norton, operując bardzo współczesną, ale czystą kreską,
znakomicie oddał klimat małomiasteczkowych, czasem zaludnionych, czasem pustych
terenów. Mrok zapada tutaj szybko, słońce rzadko wygląda zza chmur, wnętrza
rozjaśnia albo mdławy blask, albo sterylne oświetlenie rodem ze szpitali…
Wygląda to świetnie, a doskonale dobrany kolor świetnie uzupełnia całość.
Jeśli zatem lubicie nastrojowe,
mroczne horrory/thrillery, nie wahajcie się i sięgnijcie po „Odrodzenie”. Nie
zawiedziecie się. Wręcz przeciwnie.
Komentarze
Prześlij komentarz