OPOWIEŚĆ
O PRZESZŁOŚCI
„Dororo i Hyakimaru” to remake kultowej, choć nie
tak znanej, jak np. „Black Jack” czy „Atom” mangi mistrza i ojca japońskiego
komiksu Osamu Tezuki. Remake całkiem udany, może nie tak bardzo, jak ocierająca
się o geniusz seria „Pluto”, niemniej nadal warty poznania, jeśli lubcie
shouneny. I bardzo klimatycznie przy tym zilustrowany.
Głównych bohaterów opowieści jest dwóch. Pierwszym
z nich jest Hyakkimaru, ponury, potężny wojownik polujący na demony. Przemierza
on kraj, nie zważając na nikogo, byle tylko wypełnić swój obowiązek. Zamiast
rąk ma miecze, wydaje się nie znać strachu ani litości, ale…
Dororo to sierota, która każdego dnia próbował
zdobyć coś do jedzenia, by przetrwać w biedzie wojennej rzeczywistości świata u
schyłku okresu Muromachi. Kradzież to jedyne, co mu pozostało i tak pewnego
dnia wpakował się w kłopoty, z których chcąc nie chcąc wybawił go Hyakkimaru,
który stanął do walki z okolicznym demonem. Od tamtej pory los połączył tę
dwójkę i teraz obaj lepiej się poznają. Nadchodzi czas, by na prośbę Dororo
Hyakkimaru opowiada o swoją historię!
Remake’i w świecie mang i anime nie są żadnym
niezwykłym zjawiskiem. Co prawda to domeną Amerykanów jest kręcenie filmów na
podstawie innych filmów i wciskanie ich widzom, jako coś absolutnie wartego
uwagi, ale i Japończycy w ostatnich latach postawili na powrót do kultowych
anime. Seria „Neon Genesis Evangelion: Rebuild” (która w trzecim filmie poszła
w dziwne rejony, ale to nie miejsce do takich rozważań), „Dragon Ball Kai” czy
„Sailor Moon Crystal” są na to najlepszym przykładem. W świecie mang zdarza się
to rzadziej, ale zdarza, o czym mogli przekonać się polscy czytelnicy sięgając
po wspomnianego już przeze mnie „Pluto”, a teraz także czytając „Dororo i
Hyakimaru”. A czy warto?
Jeśli lubicie shounenowe klimaty, opowieści
przygodowe o walce z nieczystymi siłami, klimatyczne, że momentami ocierające
się o horror, ale proste przy tym i bardzo lekkie w odbiorze, to tak. Podobnie
jak w sytuacji, gdy jesteście miłośnikami twórczości Tezuki. Satoshi Shiki,
autor m.in. „Kamikaze” nie jest co prawda twórcą tego kalibru, co
odpowiedzialny za „Pluto” Naoki Urasawa, ale też daje radę, tworząc opowieść
dynamiczną, nastrojową i sympatyczną w odbiorze, zaludnioną przez wyraziste
postacie i poprowadzoną w szybkim tempie.
Do tego dochodzą bardzo udane ilustracje, dość
mroczne, choć jednocześnie nie za ciężkie i dobrze pasujące do charakteru
mangi, a także świetne wydanie. Co prawda nadal mam nadzieję, że kiedyś
doczekamy się po polsku oryginału Tezuki, bo klasyki nic nie zastąpi, jednak na
„Dororo i Hyakimaru” narzekać nie mogę. To dobry komiksowy akcyjniak i mi to
wystarcza.
Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie
egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz