GO TO
HELL
Po wydaniu rewelacyjnych opowieści z serii „Hellblazer”
pisanych przez Briana Azzarello, wydawnictwo Egmont poszło za ciosem i
wypuściło właśnie na rynek pierwszy tom zbiorczego wydania runu Gartha Ennisa. Runu
uznawanego powszechnie za najlepsze, co seria ma do zaoferowania. I całkiem,
słusznie, bo niniejszy album, zawierający w sobie uważane za jeden z
najlepszych komiksów w historii „Niebezpieczne nawyki”, to kawał poruszającej,
wciągającej i niebanalnej rozrywki z ambicjami, wyłącznie jednak dla dorosłych
czytelników.
John Constantine umiera. Złośliwy nowotwór płuc –
tak brzmi jog wyrok. Mając przed sobą perspektywę szybkiej i dalekiej od
przyjemnej śmierci, Constantine, wieczny cynik i cham, zimny facet, który
niczym się nie przejmował, wpada w panikę i gotów jest poruszyć Niebo, Ziemię,
a nawet Piekło, byle szukać ratunku. Czy ma na niego jakiekolwiek szansę?
Johna Constantine’a polscy czytelnicy mieli okazję
poznać lata przed tym, zanim w roku 2008 na naszym rynku pojawił się pierwszy
komiks z tytułem „Hellblazer” na okładce. W końcu w „Sandmanie” pojawiał się od
samego początku i chociaż nie był tam jeszcze takim bohaterem, jakiego
pokochały rzesze czytelników, zaznaczył swoją obecność dość wyraźnie. A potem
zaatakował z pełną mocą za sprawą „Niebezpiecznych nawyków” i pokazał, jak
wiele może kryć w sobie potencjału niepozorna postać paranormalnego detektywa z
papierosem w ustach i o chamskim usposobieniu. Wszystko dzięki Garthowi
Ennisowi, twórcy „Kaznodziei”, „Punishera Max”, „Hitmana” czy „Boys”, a teraz
znów możemy przekonać się o tym za sprawą zbiorczej edycji.
Jaki jest Constantine w wykonaniu Ennisa? Ludzki. To
cham, jeszcze większy niż dotychczas, ale cham z duszą i sercem, choć akurat
mocno podlanymi depresją. W jego życiu dzieje się wiele i źle, dla innych autorów
byłaby to dobra okazja, by pokazać jak najszybszą i najbardziej spektakularną
akcję, jednak nie dla Gartha. On mroczną fabułę wykorzystuje, jako szansę na
zgłębienie różnych aspektów psychiki swojego bohatera, przetestowania jego sił
umysłowych i cielesnych i zbadania nowych terenów. Dzięki temu Constantine
nabiera siły, głębi i krwistości, jakich nie nadał mu nawet Alan Moore, kiedy
wymyślił go na potrzeby „Sagi o Potworze z Bagien” (wszystkie komiksy z tej
serii z Johnem znajdziecie w drugim tomie „Sagi”).
Oczywiście scenarzysta jego pokroju nie zadowala
się tylko skupieniem na samym bohaterze. I tak oto rodzi się fabuła, która jest
nie tylko wciągająca, dynamiczna i nastrojowa, ale jednocześnie niemal do
perfekcji dopracowana i wysmakowana. Szczególnie w głównej opowieści, znanej
wszystkim dzięki filmowej wersji „Constantine”, ale na taśmie filmowej odartej
z całej głębi i mocy. To, co serwuje nam tu Ennis, będące miksem uwielbianych
przez niego motywów religijno-obyczajowych, pełne kontrowersji i mocnych scen, niektórych
zszokuje, przede wszystkim jednak każdego ambitnego czytelnika skłoni do
myślenia i zadumy. A przecież porywa przy tym jak najlepsze opowieści rozrywkowe.
A coś takiego w komiksie zdarza się rzadko.
Wszystko to zaś wieńczą znakomite rysunki, nad którymi
pracowali tacy artyści, jak William Simpson („Sędzia Dredd”), Steve Dillon
(„Kaznodzieja”) czy David Lloyd („V jak vendetta”). Pod tym względem album jest
realistyczny, klasyczny w najlepszym tego słowa znaczeniu, dopieszczony i po prostu
piękny, także pod względem doskonale dobranego, oszczędnego koloru. Fakt, że
ilustracje budują niesamowity klimat i doskonale pasują do treści jest tylko
kolejną wisienką na tym pysznym torcie. Nic dziwnego, że „Niebezpieczne nawyki”
znalazły się na 53 miejscu listy 100 najlepszych komiksów w historii wg
magazynu „Wizard”, pokonując takie dzieła, jak „Strangers in Paradise”, „Doom
Patrol: Wypełzanie z wraku” czy „Batman: Długie Halloween”. Jeśli jeszcze nie
znacie tego komiksu, koniecznie poszukajcie go wśród nowości. Wstyd nie mieć go
na półce.
Komentarze
Prześlij komentarz