Hellblazer (Garth Ennis), tom 1 - Garth Ennis, William Simpson, Steve Dillon, David Lloyd

GO TO HELL


Po wydaniu rewelacyjnych opowieści z serii „Hellblazer” pisanych przez Briana Azzarello, wydawnictwo Egmont poszło za ciosem i wypuściło właśnie na rynek pierwszy tom zbiorczego wydania runu Gartha Ennisa. Runu uznawanego powszechnie za najlepsze, co seria ma do zaoferowania. I całkiem, słusznie, bo niniejszy album, zawierający w sobie uważane za jeden z najlepszych komiksów w historii „Niebezpieczne nawyki”, to kawał poruszającej, wciągającej i niebanalnej rozrywki z ambicjami, wyłącznie jednak dla dorosłych czytelników.


John Constantine umiera. Złośliwy nowotwór płuc – tak brzmi jog wyrok. Mając przed sobą perspektywę szybkiej i dalekiej od przyjemnej śmierci, Constantine, wieczny cynik i cham, zimny facet, który niczym się nie przejmował, wpada w panikę i gotów jest poruszyć Niebo, Ziemię, a nawet Piekło, byle szukać ratunku. Czy ma na niego jakiekolwiek szansę?


Johna Constantine’a polscy czytelnicy mieli okazję poznać lata przed tym, zanim w roku 2008 na naszym rynku pojawił się pierwszy komiks z tytułem „Hellblazer” na okładce. W końcu w „Sandmanie” pojawiał się od samego początku i chociaż nie był tam jeszcze takim bohaterem, jakiego pokochały rzesze czytelników, zaznaczył swoją obecność dość wyraźnie. A potem zaatakował z pełną mocą za sprawą „Niebezpiecznych nawyków” i pokazał, jak wiele może kryć w sobie potencjału niepozorna postać paranormalnego detektywa z papierosem w ustach i o chamskim usposobieniu. Wszystko dzięki Garthowi Ennisowi, twórcy „Kaznodziei”, „Punishera Max”, „Hitmana” czy „Boys”, a teraz znów możemy przekonać się o tym za sprawą zbiorczej edycji.


Jaki jest Constantine w wykonaniu Ennisa? Ludzki. To cham, jeszcze większy niż dotychczas, ale cham z duszą i sercem, choć akurat mocno podlanymi depresją. W jego życiu dzieje się wiele i źle, dla innych autorów byłaby to dobra okazja, by pokazać jak najszybszą i najbardziej spektakularną akcję, jednak nie dla Gartha. On mroczną fabułę wykorzystuje, jako szansę na zgłębienie różnych aspektów psychiki swojego bohatera, przetestowania jego sił umysłowych i cielesnych i zbadania nowych terenów. Dzięki temu Constantine nabiera siły, głębi i krwistości, jakich nie nadał mu nawet Alan Moore, kiedy wymyślił go na potrzeby „Sagi o Potworze z Bagien” (wszystkie komiksy z tej serii z Johnem znajdziecie w drugim tomie „Sagi”).


Oczywiście scenarzysta jego pokroju nie zadowala się tylko skupieniem na samym bohaterze. I tak oto rodzi się fabuła, która jest nie tylko wciągająca, dynamiczna i nastrojowa, ale jednocześnie niemal do perfekcji dopracowana i wysmakowana. Szczególnie w głównej opowieści, znanej wszystkim dzięki filmowej wersji „Constantine”, ale na taśmie filmowej odartej z całej głębi i mocy. To, co serwuje nam tu Ennis, będące miksem uwielbianych przez niego motywów religijno-obyczajowych, pełne kontrowersji i mocnych scen, niektórych zszokuje, przede wszystkim jednak każdego ambitnego czytelnika skłoni do myślenia i zadumy. A przecież porywa przy tym jak najlepsze opowieści rozrywkowe. A coś takiego w komiksie zdarza się rzadko.


Wszystko to zaś wieńczą znakomite rysunki, nad którymi pracowali tacy artyści, jak William Simpson („Sędzia Dredd”), Steve Dillon („Kaznodzieja”) czy David Lloyd („V jak vendetta”). Pod tym względem album jest realistyczny, klasyczny w najlepszym tego słowa znaczeniu, dopieszczony i po prostu piękny, także pod względem doskonale dobranego, oszczędnego koloru. Fakt, że ilustracje budują niesamowity klimat i doskonale pasują do treści jest tylko kolejną wisienką na tym pysznym torcie. Nic dziwnego, że „Niebezpieczne nawyki” znalazły się na 53 miejscu listy 100 najlepszych komiksów w historii wg magazynu „Wizard”, pokonując takie dzieła, jak „Strangers in Paradise”, „Doom Patrol: Wypełzanie z wraku” czy „Batman: Długie Halloween”. Jeśli jeszcze nie znacie tego komiksu, koniecznie poszukajcie go wśród nowości. Wstyd nie mieć go na półce.

Komentarze