KOLEJNA
TRAGEDIA
„Księga Vanitasa”, choć oparta na horrorowych
motywach, jest horrorem w takim samym stopniu, jakim był nim np. film „Van
Helsing” z Hugh Jackmanem. To bardziej opowieść akcji, a w tym przypadku także
baśni, gdzie elementy nadprzyrodzone i potwory są czymś normalnym i nie
straszą. Co nie zmienia faktu, że to dobra seria, która ma też bardziej nastrojowe
momenty i potrafi wciągnąć czytelników i (bardziej) czytelniczki.
Akcja zagęszcza się.
Przybywa problemów. Zagrożenie narasta. Chloe zaczyna się mścić, tymczasem ziemie
Gevavaudan stają się miejscem kolejnej tragedii, która niweczy plany Vanitasa. Do
czego to wszystko może doprowadzić?
„Księga Vanitasa” to seria, którą określam mianem
babskiego shounena. Shounena mocno
wciśniętego w ramy quasi-historycznego horroru fantasy, ale jednak utrzymanego
w kobiecej stylistyce. Stanowi to dość ciekawe odświeżenie i chociaż całość pod
względem tematyki, kompozycji i nawet powracających tematów mocno przypomina
wcześniejsze dzieło Jun Mochizuki, „Pandora Hearts”, warto jest ją poznać i
przekonać się, co ma do zaoferowania.
Co takiego tutaj znajdziemy? To, czego możemy
spodziewać się po powyższym opisie. Jest zatem mrok, są krwawe sceny, są też
sekrety. Do tego mamy tu sporo smaczków, bo mangę zaludnia cała masa bohaterów
nazwanych na cześć postaci z klasyki grozy oraz legendarnych pisarzy. To
oczywiście tylko dodatek, nic co ma wpływ na poziom i odbiór „Vanitasa”, jednak
jest to dodatek miły i warty zaznaczenia.
Ale na tym przecież nie koniec, bo mamy tu jeszcze
inne elementy, pozornie dziwne, ale pasujące do całości. Autorka swój świat
oparła na steampunkowej mechanice i dodała nieco gotyckiego klimatu. W to
wszystko wplotła typowe dla shounenów walki, bo bez tego by się nie obyło, i
sporo humoru. To głównie dla męskich odbiorców, dla kobiecej części swoich
fanów przygotowała sporo uroku, pięknych chłopców, bogactwo detali jeśli chodzi
o stroje czy dekoracje, a także sporą dawkę elementów dla jednych zbędnych, dla
drugich symbolicznych, ale niezależnie od podejścia, budujących ciekawą,
autorską wizję.
A wszystko to przyjemnie dla oka narysowane i
ładnie wydane. Tym, którzy czytali poprzednie tomu albo „Pandora Hearts”
polecać nie muszę, resztę, jeśli zaciekawiła ich taka stylistyka, zachęcam.
Niezła, momentami naprawdę dobra zabawa zapewniona.
A wydawnictwu Waneko dziękuję za udostępnienie
egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz