Ku twej wieczności #10 - Yoshitoki Oima

ZACZYNA SIĘ BITWA


Z autorami tak to już jest, że zostają przypisani do konkretnej szufladki. Stephen King, chociaż napisał mnóstwo powieści z grozą niezwiązany na zawsze pozostanie Królem Horroru, Akira Toriyama, czego by nie zrobił, będzie dla nas na zawsze ojcem „Dragon Balla” i komedii / bitewniaków, a David Lynch reżyserem dziwnych, onirycznych filmów, nawet jeśli ma w swoim dorobku „Prostą historię” czy „Człowieka słonia”. Ale Yoshitoki Oyma nie dała się tak łatwo jasno określić. Po stworzeniu niezapomnianego „Kształtu twojego głosu”, obyczajowo-romantycznej serii o zadośćuczynieniu win, atakuje nas fantastyczną, mocno osadzoną w realiach fantasy, serią „Ku twej wieczności”, nawet zupełnie inaczej rozkładając akcenty w tym dziele. Co pozostało bez zmian, to fakt, że warto po ten tytuł sięgnąć, bo miłośników gatunku na pewno nie zawiedzie.


W końcu Niesio zaczyna odkrywać swój potencjał, kiedy trening, któremu został poddany zaczyna przynosić konkretne rezultaty. Przyda mu się to, bo już czeka na niego podróż do zagrożone przez Kołatników Renril, gdzie mieszkańcy przygotowują się do walki obronnej. Jednak czy dadzą sobie radę? Co prawda Bon stara się znaleźć sojuszników do pomocy w bitwie, niemniej czy mu się to uda? A jeśli tak, czy zdąży na czas?


Na początku wspomniałem o artystach zaszufladkowanych. Każdy z czytelników wie, jak nie tylko trudno się z takiej szufladki wyrwać, ale też i to, że próby tworzenia dzieł najczęściej kończą się porażką (Rowling i jej książki dla dorosłych czytelników to najlepszy przykład). Oima przeskakując z obyczajowej historii o miłości, dramatu o „zbrodni” i karze, którą sami sobie za własne czyny narzucamy, do rasowego fantasy analizującego nieco naszą kondycję, może i nieco złagodziła emocje, jakie nam serwuje, ale za to rozbudowała świat, bohaterów – także ilościowo – i repertuar środków i zabiegów stylistycznych, którymi nas raczy.


Wyszło jej z tego bardzo dobre dzieło, nastrojowe, wciągające, czasem zabawne, czasem przejmujące i na pewno zapadające w pamięć. Nie dla wszystkich miłośników jej poprzedniej serii, ale wszyscy z nich, tak jak i wszyscy miłośnicy fantastyki i fantasy w komiksowym wydaniu, powinni „Wieczności” się przyjrzeć. Bo to dobry komiks, momentami nawet bardzo, który przyjemnie się czyta i do którego chętnie się wraca.


Co ważniejsze jest to komiks rewelacyjnie zilustrowany. Kreska Oimy, charakterystyczna i dopracowana do perfekcji mimo młodego wieku artystki, absolutnie urzeka realizmem, designem postaci, ich mimiką, oddaniem świata i wszystkim innym. Efekt finalny, tak jeśli chodzi o grafikę, jak i fabułę, jest znakomity i wart polecenia każdemu.


Mangę kupicie tutaj:






Komentarze