Halloween - Curtis Richards

NOC, KTÓREJ WRÓCIŁ DO DOMU


Dziś na mojej recenzenckiej tapecie pozycja stara, zapomniana już, a na dodatek w Polsce nie wydana. Kupić ją już raczej trudno, ale dla miłośników slasherów to lektura warta odnalezienia gdzieś na wyprzedażach. Bo o ile większość prozy opartej na filmach jest beznadziejną pod względem stylu tandetą, o tyle „Halloween” Curtisa Richardsa to kawał świetnej lektury, rozbudowującej filmową opowieść o nowe wątki i w dobrym stylu przenoszącej jej klimat na papier.


W Halloween roku 1963 dochodzi do tragedii. Chłopiec imieniem Michael Myers zabija swoją siostrę. Nie ucieka. Zostaje złapany, osadzony i…

…15 lat później ucieka ze szpitala psychiatrycznego. I tu na scenę wkracza licealistka Laurie Strode, która ma tego halloweenowego wieczoru pilnować dziecka sąsiadów. Nie wie jeszcze, jaka czeka ją tragedia. Michael, który wrócił w rodzinne strony, upatruje ją na swoją ofiarę, bo dziewczyna przypomina mu jego własną siostrę. Zaczyna się walka o przeżycie...


Chyba nie ma osoby, która nie widziałaby kultowego horroru Johan Carpentera, na podstawie którego powstała niniejsza powieść. Horroru, na którym wychowały się pokolenia spragnionych mocnych wrażeń dzieciaków. Film był jednym z największych dokonań w gatunku slasher (choć nie był wolny od błędów: do dziś śmieszy mnie scena, w której Michael jedzie samochodem po ucieczce ze szpitala, choć trafił tam jako dziecko i nie miał jak nauczyć się prowadzić pojazdu - widocznie w USA to talent wrodzony, jak zauważyła kiedyś moja lepsza połowa), bo bazował przede wszystkim na napięciu. Nie epatował bezsensowną rzezią i nie tryskał krwią na kamerę. Zachwycał, bo stopniował emocje, osaczając nas powoli genialnie zbudowanym klimatem, jakiego nie miały wówczas konkurencyjne dzieła. I przy okazji był świeży, bo dopiero tworzył zasady swego gatunku.


Jak więc na tym tle prezentuje się książka? Muszę przyznać to z czystym sumieniem, że jak na nowelizację to naprawdę świetna lektura. Nawet dla tych, którzy znają już film na pamięć. Autor bowiem nie pokusił się o jedynie napisanie powieści na podstawie filmu, ale przede wszystkim na przeniesienie całej historii na inne medium dodając masę szczegółów i smaczków wykorzystanych dopiero w późniejszych filmach, w tym w remake’u Roba Zombiego. To on bowiem nadał całości pewną nutkę mistycyzmu opisując stary celtycki rytuał Samhain, dodał powoli rozwijający się rozdział prezentujący cały dzień 31 października z perspektywy Michaela (jego codzienność, relacje z rodziną itp.) a wreszcie, to co działo się w jego głowie już po dokonaniu morderstwa.


Styl też jest świetny, lekki i przyjemny. Nie czuć w nim tego, co czułem przy okazji innych podobnych dzieł - że całość napisano (kolokwialnie mówiąc) tylko dla kasy. Ale kiedyś nawet powieści adaptujące kinowe hity trzymały pewien poziom, o czym świadczą najlepiej takie znane na polskim rynku dzieła, jak „Omen”. Poza tym Richards, choć wiernie trzyma się litery pierwowzoru, przemienił całość we własną opowieść, która niejednego fana oryginału zaskoczy, a zaburzenie chronologii finału, idealnie to podkreśla, lepiej sprawdzając się w formie powieściowej, niż zrobiłby to finał oryginalny.


Tak więc, kto kocha horrory, niech się nie waha. Tak samo, jak miłośnicy dobrych thrillerów. „Halloween” to kult i klasa sama w sobie – mimo wpadek, których samej opowieści nie brakuje – i ta powieść jedynie to potwierdziła.

Komentarze