BOUG NA
CELOWNIKU
Oto jeden z najbardziej krwawych i kontrowersyjnych
tomów „Lobo”. I bezwzględnie najlepszy solowo napisany przez Alana Granta.
Jednocześnie to rzecz absolutnie dla dorosłego czytelnika, chociaż patrząc na
całość, poziom kontrowersji, jaki prezentował „Lobo: Powraca”, któremu
tematycznie całkiem blisko do niniejszej opowieści, nie został osiągnięty.
Pewni mnisi mają problem. Chcą się zbuntować, chcą
słuchać metalowej muzyki, uprawiać seks, oglądać porno, piać alkohol, ale ich… Bóg,
Boug znaczy, na to nie pozwala, a kary za złamanie wszystkich tych zasad
egzekwuje w bardzo brutalny sposób. Przyparci do muru wynajmują więc Lobo do
zabicia swojego wszechmogącego. Czy coś takiego w ogóle jest możliwe? Na
Ważniaka czeka nie lada wyzwanie, które znów rzuci go w podróż przez Piekło i
Niebo, podróż pełną ginących w krwawy sposób aniołków i szalonych wydarzeń.
Czym jednak się ona skończy? W końcu Lobo nie ma najmniejszego pojęcia, w co
tak naprawdę został wmieszany…
Kolejny mocno satyryczny „Lobo” to dla odmiany
satyra na religię, wiarę i ograniczenia. Satyra na wolność i rewolucję. Mocna,
kontrowersyjna i bardzo brutalna fabuła, ale, pomimo niewyszukanego, czarnego i
często jakże wulgarnego humoru, wcale nie pusta, uzupełniona została o coś
zdecydowanie więcej. I o to przecież w serii od zawsze chodziło. Każdy tom miał
być zamkniętą, niezależną opowieścią. Historią krwawą i brutalną, szokującą,
unikającą politycznej poprawności i przesuwającą granicę dobrego smaku, ale
pamiętającą, że nie może być pustą jazdą bez trzymanki. Rzadko się to jednak
udawało, bo szybko twórcy zaczęli traktować „Lobo”, jako pole do wyżycia się i
odreagowania. Ale „Kontrakt na Bouga” należy do najjaśniejszych punktów cyklu.
O dziwo, chociaż fabuła wydaje się bliska treści
„Lobo: Powraca”, Grantowi udało się stworzyć coś autorskiego, oryginalnego i
pomysłowego. Całość śmieszy przy tym i zniesmacza, a co istotne nie pozostawia
obojętnym - także w kwestii przemyśleń nad treścią. Treścią, która stanowi
jedną z głębszych fabuł w całej historii Ważniaka. Treścią, do której chce się
wracać…
… i która uzupełniona została znakomitymi
rysunkami. Prostymi, acz wymownymi. Wprawdzie dzieło zyskało by więcej i siły uroku,
gdyby zrobił je np. Bisley, niemniej nadal jest to kawał dobrego, bardzo
dobrego komiksu, dla tych., którzy nie boją się kontrowersji. A bać się nie ma
czego, chyba że przeraża Was myśl o powiązanej z nim w tym przypadku głębi.
Komentarze
Prześlij komentarz