MAGI x30
To już trzydziesty tomik „Magi”. Niezłe osiągnięcie,
w świecie, gdzie konkurencja jest duża, prawda? Ale co się dziwić, shouneny to
najpopularniejsze z mang, a „Magi: Labirynth of Magic” to kolejny znakomity
reprezentant tego gatunku. I po prostu kawał dobrego, wciągającego komiksu
przygodowo-fantastycznego.
Ponieważ to już 30 tomik mangi i ani fani nie chcą
zdradzać sobie zbyt wiele z tego, co się dzieje, ani nowych czytelników nie za
wiele to obejdzie, bo i tak nie będą mieli szerszego kontekstu, więc pozwólcie,
że zostawię Was z oficjalnym opisem:
Alibaba
odkrywa nowy, wolny od wojen świat stworzony przez Sindbada, w którym cesarstwo
Kou chyli się ku upadkowi. Aby uratować przyjaciółkę, cesarzową Kogyoku,
decyduje się przyjąć rolę jej emisariusza!
Znam „Baśnie tysiąca i jednej nocy”, bo któż ich
nie zna. I jak każdy miałem okazję poznać jakieś dzieła osadzone w arabskich
realiach. Ale, jak już pisałem, daleki jestem od pałania sympatią do tego typu
opowieści. Dlatego długo się wahałem zanim sięgnąłem po pierwszy tomik „Magi”. Co
mnie do tego przekonało? Nie będę ukrywał, że rzecz prozaiczna: to, że „Magi”
jest shounenem. Może wydawać się, że to trochę zbyt mało, ale nie dla kogoś,
kto wychował się na „Dragon Ballu”. Zresztą wiele rzeczy z tej opowieści przypomniało
mi „Smocze Kule”, a to musiało przesądzić. Choćbym miał tylko z ciekawości liznąć
serii. Na szczęście okazało się, że to opowieść, której liznąć się nie da, bo
przy pierwszej próbie, niczym zamarznięta klamka, przykleja do siebie język i
każe chłonąć się w całości.
A chłonąć jest co. Co prawda autorka oparła swoje
dzieło na sprawdzonym schemacie: dziecięcy bohater, który z czasem dojrzewa, szalona
wyprawa przez niezwykły świat, dużo walk, zagrożeń, niezwykłości, magii,
humoru, odrobiny erotyki , do tego arabskie klimaty… Czy to one przełamały
konwencję? Tego bym nie powiedział, bo mangi garściami czerpią z egzotycznych dla
Japończyków estetyk (pamiętacie „Neon Genesis Evangelion” oparty na biblijnych motywach?),
ale świetnego wykonania już tak. Bo całość czyta się znakomicie nawet jeśli
„Baśni…” się nie trawi.
W skrócie: „Magi” to nic innego, jak wzorcowy
shounen – dynamiczny, wciągający, zabawny… Żonglowanie motywami z arabskich
baśni i legend o dziwo buduje własny charakter serii, a całość ani przez chwilę
nie nudzi. Do tego dochodzą świetne, też kojarzące się z „DB” rysunki i dobre
wydanie. Dlatego miłośnikom shonenuów i „Baśni tysiąca i jednej nocy” polecam z
czystym sercem – będą bawili się znakomicie.
Komentarze
Prześlij komentarz