RE
SCHOOL LOVE
„ReLIFE” powoli zbliża się do końca. widać to było
po fabule poprzedniego tomiku, widać też jest teraz. I to o wiele bardziej.
Zresztą w posłowiu też jest to jasno powiedziane. Z jednej strony się cieszę,
bo kibicuję bohaterom i chętnie ujrzałbym już, co ich ostatecznie czeka, z
drugiej żal mi, bo to świetna seria i chciałbym czytać ją jeszcze długo. Tak
czy inaczej jest jedna rzecz, z której cieszę się bez żadnego „ale”, a
dokładniej to, że „ReLIFE” zapewnia tak znakomitą rozrywkę, bawi się emocjami
czytelnika i naprawdę wciąga.
W życiu bohaterów zaczyna dziać się coraz więcej,
kiedy rozpoczyna się ostatni miesiąc szkoły. Arata i Chizuru zaczęli ze sobą
chodzić, mimo ich wcześniejszych obaw. Relacje między nimi rozwijają się coraz
bardziej, ale oboje są świadomi, że już niedługo czeka ich wymazanie pamięci.
Czy jednak wiara, że ich miłość ocaleje pozwoli im zachować wspomnienia? Nie
wydaje się to możliwe, tym bardziej, że oboje nawet nie mogą powiedzieć sobie
wzajemnie kim są naprawdę… Jednocześnie czeka na nich ostatnia wspólna
wycieczka ze znajomymi, o których też niedługo będą musieli zapomnieć tak, jak
zapomną o nich oni. Co przyniesie?
Tymczasem Ryou i An starają się znaleźć sposób by
im pomóc. Czy odkrycie w jaki sposób usuwana jest pamięć obiektów eksperymentu
będzie w tym pomocna? Czy uda im się uratować miłość i wspomnienia naszych
bohaterów?
Ileż to już było dzieł, w których główny bohater
został z tej czy innej przyczyny odmłodzony? „Duży”, „Vice Versa”, „Dziś 13,
jutro 30”, „Zwariowany piątek” (te trzy ostatnie co prawda traktowały o
zamianie ciał miedzy kimś młodym i starszym, ale i tak wpisują się w ten
schemat), nawet nas swojski Semen Korczaszko, przyjaciel głównego bohatera
serii o Jakubie Wędrowyczu w jednym z opowiadań w młodym ciele trafił do
szkoły. A to tylko kilka z przykładów, jakich każdy z nas wiele mógłby
wymienić. Po co nam kolejna historia
tego typu? A choćby po to, by zaserwować nam naprawdę dobrą rozrywkę i to
właśnie dostajemy w „ReLIFE”.
Przede wszystkim jednak seria to opowieść o
szukaniu swojego miejsca w świecie, do którego bohaterowie nagle przestali
pasować. Miejsca, ale także miłości. Dwójka outsiderów, która do tajemniczego
projektu dała się odmłodzić i na powrót wcielić w szkolne szeregi, odnajduje
się nieświadoma do końca kim nawzajem są. Bo „ReLIFE” to nieco depresyjny
romans, który wciąga i porusza. A przy okazji serwuje niezapomniane wrażenia
zarówno miłośnikom mang spod szyldu szkolnego życia, jak i dobrej, przyziemnej fantastyki
skoncentrowanej nie na cudach techniki, a ludziach.
Nie można też zapomnieć tu o znakomitej,
niecodziennej szacie graficznej. „ReLIFE” bowiem to manga rysowana tak, jakby
była anime comicsem – czyli czymś, co wygląda, jak wydrukowane na papierze
kadry z anime. Ma to pewne uzasadnienie – manga powstała najpierw jako produkt
cyfrowy, gdzie autorka mogła pozwolić sobie na takie niespotykane w typowych
japońskich komiksach szaleństwo. Dobrze jednak, że w pełni kolorową szatę graficzną
zachowano także w wydaniu tomikowym, bo „ReLIFE” ogląda się naprawdę znakomicie
i z dużą przyjemnością.
Wszystko to wieńczy świetne wydanie w nieznacznie
podwyższonej cenie, ale za to oferujące kredowy papier. Jako suma wszystkich
tych elementów „ReLIFE” to znakomity produkt, który warto polecić wszystkim
miłośnikom dobrych mang obyczajowo-romantycznych. Ja ze swej strony polecam
gorąco i czekam na kolejne tomiki.
Komentarze
Prześlij komentarz