BOHATEROWIE
SIĘ ŻEGNAJĄ
„Vigiliante: My Hero Academia Illegals” to seria,
do której podchodziłem z dużą niepewnością. Główny cykl „MHA” bardzo sobie
cenię, tu obawiałem się odcinania kuponików i na początku nie trafiała do mnie
do końca szata graficzna. Ale bawiłem się dobrze, a teraz bawię się równie
znakomicie, co czytając pierwowzór Koheia Horikoshiego i z tomu na tom bawię
się tylko coraz lepiej.
Nadeszła pora pożegnania, gdy Captain Celebrity
wraca do Stanów. Heros, który niegdyś był nieznośnym typkiem, teraz odchodzi
jako jeden z najważniejszych bohaterów Naruhaty. Koghoś takiego trzeba więc
pożegnać w odpowiedni sposób, najlepiej imprezą i… Co tu dużo mówić, wiadomo co
może z tego wyniknąć!
Patrząc na moją przygodę z „Vigiliante: My Hero
Academia Illegals” z perspektywy czasu, muszę chyba uznać, że to nie seria była
jakoś szczególnie słabsza od swojego pierwowzoru, a ja podchodziłem do niej w
niewłaściwy sposób. Co o tym powodowało? Uproszczona szata graficzna, która na
tle prac Horikoshiego wypadała dość blado. Ale przekonałem się do niej, a już w
szczególności kupił mnie znakomity scenariusz, który zamiast być odcinaniem kuponików
od popularnej opowieści, stał się jej pełnoprawnym uzupełnieniem. Nie
przypadkiem całość doczekała się już siedmiu tomów, czego nie można powiedzieć
o innych tego typu dodatkach.
Gwarantem sukcesu w tym przypadku było oczywiście
osadzenie opowieści w popularnym uniwersum, ale nie tylko to. Drugim jakże
ważnym elementem jest fakt, że twórcom udało się zaprezentować naprawdę ciekawą
fabułę, noszącą wyraźny autorski charakter i oferującej wszystko to, czego od
podobnych opowieści oczekujemy. „Vigiliante: My Hero Academia Illegals” jest
opowieścią lekką, dynamiczną, zaludnioną wyrazistymi bohaterami, pełną humoru i
szczypty erotyki. Tempo jest szybkie, klimat udany, a zabawa superbohaterską
konwencją z czasem staje się wyraźniejsza i gwarantuje porcję dobrej rozrywki
dla miłośników gatunku.
I jest wreszcie ta szata graficzna. Prostsza niż w
oryginale, lżejsza, pozbawiona tylu detali, ale wciąż udana. Patrzy się na nią
miło, dobrze pasuje do samej opowieści i odróżnia „Illegals” od „My Hero
Academii” a o to przecież też chodziło, prawda? Co ważniejsze jest po prostu
dobra, jak na shounen przystało i to należy docenić.
Dlatego jeśli lubicie „Akademię Bohaterów” albo po
prostu dobre shouneny, sięgnijcie. Jest dynamicznie, jest zabawnie, są walki,
są żarty… Czyli po prostu chwila relaksu z dobrą mangą, do której chętnie się
wraca.
Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie
egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz