Żebrząc o śmierć - Graham Masterton

KILLING ME SOFTLY


Nie lubię thrillerów, bo to najczęściej kiepskie lektury. Tanie, kiczowate czytadła, które zamiast wywoływać obiecane dreszcze, sprawiają że ziewam z nudy. Żeby chociaż jeszcze były dobrze napisane, zniósłbym fabularny marazm. Ale lubię thrillery Mastertona, bo ten brytyjski mistrz grozy to naprawdę znakomity autor i nawet jeśli miewa kiepskie pomysły, to w jaki sposób pisze w połączeniu z klimatem jego prozy sprawiają, że nie można się od jego książek oderwać. I tak też jest najnowszy thriller z serii o Katie Maguire, dziesiąty, ale równie dobry, co początkowe tomy. I zapewniający solidną dawkę naprawdę mocnych wrażeń.


Katie Maguire ma szczęście do makabrycznych zbrodni. Nigdy jednak nie było tak ciężko, jak teraz. Rok bowiem dopiero się zaczął, a tu już ilość zbrodni przekracza to, co przyniosło poprzednie dwanaście miesięcy. Dwóch bezdomnych skończyło zamordowanych z rdzeniem mózgu przewierconym wiertarką, innemu odstrzelono pół twarzy, jakąś dziewczynę spalono żywcem, zaginęły dwie kobiety, ktoś wrzuca przechodniów do kanału, dziecko szukające swojej mamy, której pierścionek odnaleziono w mielony mięsie, na dodatek ścigane jest przez jakiegoś typa… Co jeszcze się wydarzy? Katie będzie musiała poradzić sobie z tym wszystkim, bo kto zdoła, jak nie ona. Ale pytanie, kto pomoże jej, kiedy sama znajdzie się w niebezpieczeństwie?


Jak już pisałem na wstępie, „Żebrząc o śmierć” to klimatyczna i mocna lektura. Masterton w swojej twórczości szczególnie rozmiłował się w epatowaniu dwoma elementami: brutalnością i seksem. Jego opisy, naturalistyczne i pełne trafnych porównań, które niejednemu potrafią zamieszać treść żołądka, budują niesamowity nastrój, potrafią być bolesne czy zniesmaczające. Często też przerysowuje to wszystko, ocierając się o granice śmieszności – w tym wypadku mowa o scenach erotycznych, które w serii o Katie, jeśli występują, nie są na szczęście tak wyolbrzymione, jak to zdarzało się w „Głodzie”, „Drapieżcach” i im podobnych książkach. Ale dzięki temu jego powieści są mocne, potrafią wstrząsnąć wrażliwszymi czytelnikami, ale co najważniejsze ich moc sprawia, że wszystko to po prostu czuje się na własnej skórze.


I to wystarczyłoby, żebym z ochotą sięgał po kolejne tomy tej serii. Na szczęście Matseron zadbał też o to, by całość była atrakcyjna fabularnie. „Żebrząc o śmierć” to klasyczny na wskroś thriller, ze zbrodnią, śledztwem, tłem obyczajowym, mrokiem, akcją, która im bliżej finału, tym bardziej przyspiesza itd., itd. Dzięki bardzo plastycznemu stylowi, krwistemu pisarstwu, które może nie skupia się zbyt mocno na psychologii postaci, ale za to rewelacyjnie eksponuje motywy niezbędne dla dreszczowców, całość czyta się z wielką przyjemnością i co ważniejsze bez znużenia.


W ostatnich latach nie tylko Masterton z horrorów przerzucił się na pisanie thrillerów. Zrobił to także Stephen King, Król Grozy, który w trylogii o Panu Mercedesie pokazał, że potrafi stworzyć dobry kryminał. Jednakże z całym szacunkiem do niego (a uwielbiam go jako pisarza, jak rzadko którego autora), Mastertonwi wejście w buty autora dreszczowców wyszło o wiele lepiej. Jeśli lubicie dobre powieści z dreszczykiem, sięgnijcie w ciemno, nawet jeśli nie znacie poprzednich tomów. „Żebrząc o śmierć”, jak większość thrillerów, śmiało można czytać bez jakiekolwiek wiedzy o reszcie cyklu. Ale na pewno nie poprzestaniecie na jednym tomie.

Komentarze