ŻYCZENIE
MENMY
Trzeci i ostatni tom „Anohany” w satysfakcjonujący
sposób kończy ujmującą opowieść o duchu i jego przyjaciołach z dzieciństwa. Aż
szkoda, że to już koniec, bo fabuła zdecydowanie miała potencjał na dłuższą
opowieść, na szczęście przede wszystkim liczy się to, że do końca zachowała ten
sam znakomity poziom. A po wszystkim ma się tylko ochotę zacząć wszystko od
nowa, a to najlepszy dowód na to, jak świetna jest to historia.
Jintan i jego przyjaciele zjawiają się u rodziców
Menmy, chcąc wypełnić ostatnią wolę dziewczyny, starają się znaleźć sposób na
zorganizowanie pokazu sztucznych ogni. Nie mają jednak pojęcia, jak zostaną
powitani… Po ucieczce z domu ich zmarłej znajomej nie zamierzają jednak się
poddać i chcą nadaj walczyć o to, czego chce duch dziewczyny. Czy będą w stanie
osiągnąć cel? I czy rzeczywiście jest on taki, jak myśleli?
Jak już zapewne wiecie – w końcu pisałem o tym
wielokrotnie – chociaż cenię sobie japońską popkulturę, jednak light noveli nie
trawię. Tak samo zresztą, jak wynalazków typu gier visual novel (grałem w
jedną, po kwadransie odpadłem…). Co nie znaczy, że nie doceniam mang czy
animacji opartych na tego typu tworach. Kupiła mnie seria „Gdy zapłaczą
cykady”, spodobało mi się „Shiki”, dobrze się bawiłem także czytając „Anohanę”.
I to bardzo. Czy lepiej od wspomnianych powyżej tytułów? Chyba nie, ale była to
zabawa na poziomie „Cykad” – chociaż gatunkowo i fabularnie jakże inna – a to
rzecz, którą naprawdę trzeba docenić.
Ale jakże mogło być inaczej, skoro „Anohana” to
sympatyczna opowieść, w której nie brak zarówno humoru, jak i wzruszeń. Całość
oparta jest na sentymentalnej zabawie emocjami. Na spojrzeniu na nasze młode
życie z perspektywy dorosłego, który zostawił w tamtym okresie swoje serce, ale
też i na spojrzenie na dorosłość oczami dzieci, którymi kiedyś byliśmy. Nie
jest to pierwsza taka manga, nie jest tym bardziej ostatnia. Czytałem lepsze,
czytałem gorsze, cieszy jednak przede wszystkim to, że mamy tu kawał dobrego
komiksu, w którym odnajdzie się każdy czytelnik, śmiejąc się przy tym,
wspominając szczenięce lata i jednocześnie ocierając łezkę wzruszenia z kącika
oczu.
Czy szata graficzna jest równie udana, co treść?
Tak. Ma swój klimat, ma swój urok, jest przy okazji zarówno bardzo zwiewna i
delikatna, jak i momentami przyjemnie mroczna i bardziej szczegółowa. Do tego
dochodzi dobre wydanie, ale tego wspominać nie trzeba, to w końcu standard.
Trzeba za to powiedzieć, że warto „Anohanę” poznać. A przy okazji warto też
czekać na podobne tego typu mangi, bo ich nigdy dość.
Dziękuję Waneko za udostępnienie egzemplarza do
recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz