Udon
Deadpool
Ostatnio co tom Deadpoola Classic, to run
innego twórcy. Po całkiem udanym, choć opartym na odświeżaniu zgranych motywów
tomie ósmym, nadszedł czas by rolę scenarzystki przejęła Gail Simone, ceniona
autorka, która nie raz udowodniła, że potrafi robić dobre, dynamiczne i zabawne
opowieści superhero, w których nie brak odpowiedniej dawki powagi czy nawet
pewnego przesłania. Ta zmiana cieszy, bo Deadpool pod jej rządami jest
udany. Niestety, szata graficzna to już zupełnie inna bajka…
Wade
Wilson ma prawdziwy talent do pakowania się w kłopoty – a tym razem podpadł
telepacie, który zainfekował jego mózg wirusem! Teraz, zmagając się z zamętem w
umyśle, Deadpool musi zdobyć róg Rhino i ochraniać mutantkę Dazzler, którą
prześladuje hejter. W końcu jednak odkryje, kto odpowiada za jego stan, ale
wybuchowa konfrontacja z telepatą może doprowadzić do czegoś znacznie gorszego…
Był czas, kiedy Marvel zachłysnął się wizją
dotarcia do miłośników mangi i anime i nie tylko powołał do życia imprint Tsunami,
w którym publikowano inspirowane japońskimi komiksami serie, ale i w głównych
cyklach zdecydował się wprowadzić nieco bardziej mangową estetykę. Nie wszyło. Tsunami
nie przetrwało długo, ale Marvel nie
zamierzał odpuścić. Problem w tym, że zamiast skupić się na zatrudnieniu prawdziwych
mangaków (zrobił tak przy miniserii Wolverine: Snikt! i okazała się ona
całkiem niezła) albo wybierał autorów operujących nieco podobną kreską, albo
zatrudniał Azjatów, którzy potrafili tworzyć coś na skrzyżowaniu stylistyki
japońskiej i amerykańskiej. Nigdy nie wyszło to dobrze i nie wyszło też dobrze
w Deadpoolu, co widać po tym tomie, który od strony graficznej
powierzono grupie Udon.
Scenariusz Simone jest udany. To dobra, lekka
opowieść rozrywkowa, w której dzieje się dużo, a jeszcze więcej się gada. Czyta
się to szybko i przyjemnie, jeśli lubicie naszego wyszczekanego najemnika, tym
bardziej, że opowieść jak zawsze za nic ma polityczną poprawność, za to nie
stroni od umownej brutalności i czarnego humoru, które dają wytchnienie od
typowego superhero. Niestety szata graficzna nie jest zbyt udana. Deadpool
nigdy nie miał do niej wielkiego szczęścia, bo pierwsze kilkadziesiąt zeszytów
jego przygód było nazbyt cartoonowe i kolorowe, aż momentami kłuło w oczy.
Grupa Udon jednak poszła dalej i ową cartoonowość podlała jeszcze pseudomangową
estetyką, która nie pasuje do tej opowieści. Kto pamięta wydawaną po polsku W
linii Dobry Komiks serię Street Fighter doskonale wie, co go tu
czeka. Rysunki są dynamiczne, ale pozbawione czerni, twarze przerysowane, a
kolory przejaskrawione. Takie ilustracje znajdą swoich miłośników, ale ja
niestety do nich nie należę.
Ale jako całość, ten tom Deadpool Classic
jest całkiem niezłą rozrywką. Ma swój urok, jest dobrze napisany i nie nudzi. A
ilustracje? Cóż, już w kolejnym tomie zaczną zmieniać się na lepsze, więc można
przymknąć na nie oko. Oczywiście jeśli jesteście miłośnikami Najemnika z
Nawijką.
Komentarze
Prześlij komentarz