KUPA
DOBREJ ZABAWY, CZYLI PACZKA MAJT…ASÓW
„Kapitan Majtas” to kolejna z tych dziecięcych
serii, które doskonałej rozrywki dostarczają czytelnikom niezależnie od wieku.
Dav Pilkey stworzył bowiem dzieło, które kupi serce każdego młodego (nieważne
wiekiem to, czy duchem) czytelnika, szczególnie jeśli jest płci męskiej. Bo nie
oszukujmy się, to chłopcy właśnie najbardziej lubią tego typu niegrzeczne
komedie oparte często na fizjologicznym humorze. Ale jednocześnie „Kaptan
Majtas” to tak szalona rozrywka, że wymyka się tak oczywistemu szufladkowaniu,
a cała licząca dwanaście tomów seria stanowi absolutnie urzekającą lekturę,
która pozostawia po sobie uczucie niedosytu.
Zdawało się, że to już koniec, ale nic bardziej
mylnego! Tak, jak Kapitan Majtas się pojawił, tak i powraca, kiedy zaczyna być
potrzebny. Jest szybszy, niż strzelająca guma od majtek, jest silniejszy od
bokserek i potrafi przeskakiwać wieżowce nie rozdzierając sobie gaci w kroku! A
teraz musi strawić czoło krwiożerczym klozetom, nikczemnym kucharkom z kosmosu
i innym kosmicznym draniom, zombiakom, profesorowi Pofajdankowi, superkobiecie,
zasmarkanemu cyborgowi, Stefanowi Spodniosikowi czy sir Śmierdzisławowi. Będzie
podróżował przez czas i przestrzeń, pozna klony siebie, George’a i Harolda i
wiele, wiele więcej. A wszystko to dlatego, że… ponieważ!
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem reklamę przygód
Kapitana Majtasa (a było to w magazynie „Kaczor Donald”) miałem jakieś trzynaście
lat i chociaż zaczytywałem się komiksami, do książek dopiero zaczynało mnie
ciągnąć. Pamiętam, że miałem wtedy ochotę sięgnąć po tę serię – okładki
wyglądały ciekawie, tytuły zachęcały, wszystko nosiło posmak niegrzecznych
lektur, po jakie dzieci chętnie sięgają, by trzymać potem z dala od rąk
rodziców – ale jakoś nie wyszło. Potem o wszystkim zapomniałem, mijały lata, aż
w końcu mniej więcej w tym samym czasie w moje ręce trafiły dwa tomu „Dogmana”
– komiksu tego samego autora – a także film „Kapitan Majtas: Pierwszy wielki film”,
który obejrzałem właściwie tylko dlatego, że za jego produkcję odpowiadało
studio DreamWorks – producent „Shreka” i wielu innych animacji, jakie przypadły
mi do gustu. Spodobało się – i komiks, i film, w końcu więc musiałem sięgnąć po
książki Dava Pilkeya i…
Nie da się powiedzieć, bym żałował. Chociaż na
karku mam już ponad trzydzieści lat i w literaturze uparcie poszukuję wyższych
wartości – albo chociaż odpowiedniej dawki mocnych, horrorowych wrażeń –
chętnie raz na jakiś czas sięgam po książki familijne. Takie serie, jak
„Dziennik Cwaniaczka” czytam zresztą z regularnością, z jaką są wydawane na
polskim rynku, więc i po „Kapitana Majtasa” sięgnąłem z ochotą (i nadziejami,
że czeka mnie podobna rozrywka). A co dostałem? Na pewno rzecz napisaną w prostszy
sposób, skierowaną głównie do nieco młodszych czytelników, niż zwyczajowe
lektury dla dzieci, po jakie sięgam, jednak równie udaną, zabawną i wciągającą.
Przeczytałem jeden tom, zapragnąłem więcej, trochę biłem się z myślami, bo na
półce czeka wiele książek, ale nie wytrzymałem i oto jestem.
„Kapitan Majtas” to typowa dziecięca komedia
przygodowa, pełna fantastyki, ale i codziennych problemów, jakich doświadczają
młodzi czytelnicy. Dwaj główni bohaterowie to psotne dzieciaki, których nie
znoszą, nauczyciele, a już wredny dyrektor w szczególności, a które zawierają
tak wiele z nas samych. Obaj ciągle pakują się w tarapaty i obaj ciągle pracują
nad swoimi komiksami, które wśród rówieśników cieszą się dużą popularnością.
Jednocześnie uwielbiają niegrzeczny humor, jakże mocno związany z czynnościami
fizjologicznymi, przez co ich prace wypełnione są właśnie nim. I to jego
odnajdziecie także w książkach. Oczywiście nie jest to humor wulgarny ani
niewłaściwy, chociaż mocno koncentruje się wokół takich kwestii jak bielizna,
kupa czy gluty z nosa, za to bardzo dużo w nim odniesień do popkultury, które
docenią dorośli.
Najważniejsze pozostają jednak przygody i szalona
akcja. Bohater, który w majtkach stawia czoła złu, miał być żartem z
superbohaterów, przerodził się jednak w prawdziwego herosa, od którego zależy
wiele. I któremu równie wiele nie wychodzi, ale który wciąż dzielnie i uparcie
stawia czoło przeciwnościom. Fabuły poszczególnych części płynnie przechodzą od
zwyczajnych szkolnych czy codziennych problemów do wydarzeń, których akcja może
przenieść nas w kosmos czy rzucić w podróż w czasie. Na dzieciaki czeka tu
właściwie wszystko to, co uwielbiają, od robotów i potworów, przez niezwykłe
technologie, po gluty z nosa. A wszystko to podane w sposób lekki, prosty,
bardzo przyjemny i zabawny.
I ujmująco zilustrowany. Dav Pilkey serwuje nam tu
mnóstwo ilustracji, a przy okazji pojawiają się też komiksowe wstawki,
ukazujące nam twórczość bohaterów. Do tego dochodzą tzw. ruchome obrazki –
czyli dwie grafiki, które można zanimować, przewracając strony. Wszystko to
jest narysowane skrajnie prosto, jakby robiły to dzieci i takie właśnie ma być.
Jednocześnie pojawiają się tu także przygody Dogmana (choć czasem przekładane
jako „Człowiek pies”), które potem Pilkey rozwinął w osobną serię, znaną także
na polskim rynku (do tej pory wyszło siedem z dziewięciu jej tomów). Jeśli więc
po przeczytaniu wszystkich dwunastu części będzie Wam mało, koniecznie
powinniście sięgnąć także po przygody tego psiego herosa, bo również Harold i
George się w nich pojawiają, a ich poziom jest bardzo zbliżony.
I co zostaje mi dodać na koniec? Chyba tylko to, że
„Kapitana Majtasa” warto poznać, ale o tym już Was chyba przekonałem. To lekka,
zabawna seria dla dzieci, odpowiednio niegrzeczna – czyli tak, jak młodzi
najbardziej lubią – za to wcale nie głupia. Dobra zabawa na kilka dni z książką
w ręku zapewniona. A po wszystkim zostaje tylko mieć nadzieję, że na polskim
rynku pojawią się któreś z aktywizujących książek z Kapitanem Majtasem, albo takie
dodatki, jak „The Adventures of Super Diaper Baby” czy „The Adventures of Ook
and Gluk: Kung-Fu Cavemen from the Future”.
Komentarze
Prześlij komentarz