MADE
WITH PASSION
A jak to wszystko jest urzekająco zilustrowane! Grafiki, dość nietypowe dla mangi, bo bliższe szkicom niż pokrytym tuszem ilustracjom, uzupełnione o bogactwo odcieni szarości, chociaż utrzymane zostały w estetyce chibi, zachwycają wykonaniem i detalami. Owszem, jest w tym kilka elementów, które nie kupią każdego – mowa o erotyce i specyficznej brutalności – ale jednocześnie jest i urok, i mrok, i piękno. Do tego wszystko to wypełnione zostało emocjami, a te zawsze sobie cenię i to bardzo.
„Made in Abyss” to manga, która łączy w sobie
specyfikę japońskich komiksów z klasyką historii przygodowych i solidną dawką
oldschoolowej fantastyki. Są tu co prawda elementy nie dla każdego czytelnika,
ale ogół jest tak wyśmienity i porywający, że nie sposób się od tej serii
oderwać ani na moment i czytelnik jedynie chce więcej i więcej.
Podróż przez szóstą warstwę trwa. Riko, Reg i
Nanachi trafiają do wioski wypaczonych, gdzie poznają Vueko. Spotkanie to zaś
prowadzi ich do odkrycia początków wioski. Początków tragicznych i
przerażających…
Właściwie sam nie jestem do końca pewien czy można
mnie nazwać miłośnikiem opowieści przygodowych, czy nie. Owszem kocham przygody
Indiany Jonesa, uwielbiam klasykę polskiej literatury młodzieżowej, zaczytuję
się też w komiksach Dona Rosy i Carla Barksa, w których bynajmniej nie brak
fabuł traktujących o poszukiwaniach skarbów, podróżach przez cały świat i
odkrywaniu zagadek przeszłości, nie unikam też książek Juliusza Verne’a i jemu
podobnych autorów. Ale jednocześnie jeśli już myślę o przedstawicielach tego
gatunku, w głowie mam jedynie wyjątki potwierdzające regułę, że to średnio rzecz
dla mnie. Cenię za to klasykę fantastyki, z czasów kiedy ta gałąź literacka
była ambitna i pomysłowa i uwielbiam mangi.
„Made in Abyss” nie mogło więc nie trafić w mój gust.
I trafiło. Ale o wiele bardziej, niż mógłbym to
sobie wyobrażać. Sam pomysł na wędrówkę w głąb ziemi jest prosty i stary, jak
sama fantastyka naukowa, ale w tym wypadku został on wykorzystany iście
rewelacyjnie. Już sama idea odkrywania niezwykłego świata jest prawdziwym
samograjem, jednak autor dorzucił do tego wszystkiego masę tajemnic, które
odkrywamy powoli i tylko coraz bardziej jesteśmy zachwyceni. Nie czytałoby się
jednak tego tak dobrze, gdyby nie znakomita akcja, najróżniejsze popisy
wyobraźni czy wreszcie także postacie, które zjednują sobie naszą sympatię.
A jak to wszystko jest urzekająco zilustrowane! Grafiki, dość nietypowe dla mangi, bo bliższe szkicom niż pokrytym tuszem ilustracjom, uzupełnione o bogactwo odcieni szarości, chociaż utrzymane zostały w estetyce chibi, zachwycają wykonaniem i detalami. Owszem, jest w tym kilka elementów, które nie kupią każdego – mowa o erotyce i specyficznej brutalności – ale jednocześnie jest i urok, i mrok, i piękno. Do tego wszystko to wypełnione zostało emocjami, a te zawsze sobie cenię i to bardzo.
Jeśli więc lubicie dobrą fantastykę albo opowieści
przygodowe, sięgnijcie koniecznie. To świetna seria, która wciąga, jak choroba.
I wciąż pozostawia po sobie uczucie niedosytu.
Komentarze
Prześlij komentarz