ART OF
MYSZ
Pierwszy tom „Myszarta” wydawał się jednorazową
wyprawą autorów w komiksowe regiony. Teraz jednak możemy przekonać się, że
twórcy nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa i… Właśnie, czy na ten komiks
warto było czekać? Jeśli chodzi o ilustracje, absolutnie tak, bo pod tym
względem album naprawdę urzeka. Jeśli zaś chodzi o fabułę, cóż, scenariusz tak
tego, jak i poprzedniego tomu nie jest szczytem odkrywczości, ale wciąż to
kawał sympatycznej rozrywki dla małych czytelników.
Myszart powraca! Po tym, jak dał popis swoich
możliwości muzycznych, bierze udział w tournée i teraz czeka na niego piękna
Wenecja. To ostatni przystanek na jego trasie, zanim wróci do domu. Od tego i
ukochanej Konstancji dzieli go jedynie jeden koncert fortepianowy, ale czy tak
będzie w rzeczywistości? Coś wydaje się być nie tak i wszystko może pójść
absolutnie nie po myśli naszego mysiego pianisty. Ale jak będzie w
rzeczywistości?
Thierry Joor, scenarzysta tego i poprzedniego tomu
„Myszarta”, to belgijski redaktor i wydawca opowieści obrazkowych, który
pewnego dnia postanowił samemu zająć się ich tworzeniem. Nie miał w tym
większej wprawy, a jego opowieść okazała się powielaniem tradycyjnych
familijnych schematów historii o antropomorficznych zwierzątkach. Co nie
znaczy, że nie była udana, po prostu była jedną z kolejnych takich fabuł,
których w popkulturze bynajmniej nigdy nie brakowało ani tym bardziej nie
zabraknie.
Drugi tom nie wprowadził rewolucji na tym polu.
Fabularnie „Myszart” jest poprawną opowieścią i to tyle. Lekką, prostą, zabawną
i z odpowiednio wyeksponowanymi elementami dydaktycznymi. Na pewno czyta się to
przyjemnie i bez dwóch zdań żadne z dzieci nie odbierze scenariusza w ten
sposób. Ale prawdziwą gwiazdą albumu są ilustracje. Pięknie malowane grafiki Gradimira
Smudji pełne są realizmu i urzekającego oddania detali. Nie brak w nich
należytej prostoty, ale rysownik w wyśmienity sposób oddaje zarówno te
nieskomplikowane drobiazgi, jak i niezbędny dla realiów przepych. Świetnie
operuje przy tym światłocieniem i kolorami, a efekt finalny jest tak
rewelacyjny, że nie sposób nie wracać do komiksu by jeszcze raz zobaczyć ilustracje.
I właśnie dlatego warto po „Myszarta” sięgnąć. Ale
i jako całość, łącznie ze scenariuszem, jest to dobry komiks. Coś, do czego
niejeden mały teraz czytelnik chętnie wróci po latach by dopiero wtedy odkryć
pełnię piękna grafik Gradimira Smudji. A odkrywać jest co.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie
egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz