KONIEC
MIŁOŚCI CZY MIŁOŚĆ NA KOŃCU?
„Teoria miłości” dobiega właśnie końca. szkoda, ale
tak to zawsze bywa z dobrymi opowieściami, którymi żyło się od pewnego czasu.
Na szczęście mogę cieszyć się, że było mi dane przeczytać tę historię i że od
początku do końca zachowała ona ten sam znakomity poziom, o wiele lepszy, niż
się tego spodziewałem, kiedy zaczynałem swoją przygodę z tym cyklem.
To było nieuniknione. Yarahata wyznał miłość i od
tamtej pory nie widział się z Saki, a minęło już kilka dni. Czyżby dostał
kosza? Trzeba się o tym przekonać. Ale jak poradzi sobie, skoro jego mistrz ma
właśnie odlatywać?
Chyba nie ma czytelnika płci męskiej, który ceniąc
sobie mangi, nie czytał w młodości jakichś tytułów z gatunku ecchi, czyli
łagodnej erotyki, a co za tym idzie nie miałby też swojego ulubieńca. Dla mnie
takim najlepszym, co mogło zdarzyć się w gatunku zawsze było „Video Girl Ai”,
genialnie narysowana, przesycona emocjami opowieść o miłości i erotycznych
fascynacjach. „Teoria miłości” co prawda tego nie zmieniła, nie pobiła „VGA” i
nie strąciła go z podium, ale w chwili obecnej znajduje się na drugim miejscu
mojego prywatnego rankingu mang ecchi. I na pierwszym, jeśli chodzi o stricte
komediowe opowieści tego typu.
Dlaczego? Głównie dzięki humorowi, który z jednej
strony jest niewyszukany, z drugiej zawierający wiele prawd – życiowych też,
ale głównie na temat kobiet, zdobywania ich serca, oczekiwań, jakie mają od
ewentualnego przyszłego partnera i związku itd., itd. Nic w tym jednak
dziwnego, scenarzysta tej mangi to jednocześnie autor poradników miłosnych i
chociaż dla mnie tego typu książki to rzecz absolutnie z najniższej literackiej
półki, akurat w przypadku „Teorii miłości” zmienia prostą mangę
romantyczno-erotyczną w poradnik, który ma konkretną wartość i który chce się
okrywać.
Właściwie każdy rozdział całej serii to kolejna
metoda na zdobycie serca ukochanej. Metoda zabawna, pełna gagów i satyry,
czasem brzmiąca dziwnie, ale za każdym razem – no może z drobnymi wyjątkami –
mająca naprawdę szansę się sprawdzić. I każdą z nich ilustruje konkretna akcja
z nią związana, a także znakomita szata graficzna w pewnym stopniu kojarząca mi
się z genialnym „Bakumanem”. W ostatnim tomie na dodatek wszystko nabiera
jeszcze tempa, emocje narastają, tak samo jak napięcie, poznajemy odpowiedzi na
wiele pytań, a wszystko jak zwykle po prostu kupuje czytelnika. Swoim
niewyszukanym humorem, urokiem, lekkością i tym klimatem niegrzecznej historii
o miłości.
Szkoda, że to już koniec. Z drugiej strony cieszę
się, że mogłem przeczytać całość i że rzecz ukazała się na polskim rynku. Nie
był to w końcu oczywisty wybór, nie brak przecież całego mnóstwa kultowych już
komedii romantycznych, które nie doczekały się wydania w naszym kraju
(nieśmiało sugerowałbym coś z prac Katsury Masakazu), ale jakże trafny. Dlatego
każdy kto lubi zabawne opowieści o miłości i komedie erotyczne, będzie bardzo
zadowolony. bardziej nawet, niż można by się spodziewać.
Mangę kupicie tutaj:
Komentarze
Prześlij komentarz