Złowrogie niebo - Alex Kava

Z ARCHIWUM KAVY


Alex Kava powraca z nową książką. Jej polska premiera trochę się przesuwała, ale w końcu jest. Czy warto było czekać? Jeśli należycie do tej nielicznej grupki, której podobały się poprzednie dokonania autorki, tak. Jeśli lubicie współczesne thrillery też. Ale, podobnie jak poprzednie powieści, tak i „Złowrogie niebo” to po prostu dreszczowiec bez dreszczy, kryminał z zagadką, która nie zaskakuje i thriller psychologii, w którym psychologii nie ma. Czyta się to szybko i lekko, jak to rozrywkową literaturę – i to największy plus całości – ale jeśli liczycie na głębię i przesłanie, będziecie zawiedzeni.


Alabama zmaga się z zabójczym tornado. Creed i Jason, wraz ze swoimi psami-ratownikami, ruszają pomóc w poszukiwaniach zaginionych osób. Tymczasem w Chicago Francine „Frankie” Russo staje się świadkiem morderstwa. Co gorsze zabójcy wiedzą o niej wszystko i na pewno nie zostawią jej przy życiu. Szukając pomocy, kobieta kontaktuje się ze swoją przyjaciółką, a zarazem partnerką Creeda, Hanną, a ta umawia ją na spotkanie ze znajomą agentką FBI, Maggie O’Dell. Problem w tym, że tornada są równie zabójcze, jak mordercy i mogą zagrozić obu kobietom. Co wyniknie z tego wszystkiego? Jak potoczą się losy bohaterów? I co słuchać u siostry Creeda, która po latach zaginięcia próbuje odnaleźć się w świecie i życiu?


Alex Kava to jedna z nielicznych autorek thrillerów, której posiadam wszystkie wydane po polsku książki. Dlaczego? Na pewno nie dlatego, że jest dobrą pisarką. Wszystko zaczęło się lata temu, kiedy w nastoletniości szukałem tanich lektur z dreszczykiem. Akurat jej thrillery leżały w jednym z supermarketów na stoisku z książkami za grosze – jakimiś odpadkami od wydawców. Ponad pięćset stron lektury za dychę było niezłą ceną. Wtedy co prawda miałem zasadę, że jeśli mam trochę grosza, a nie wiem jaką książkę kupić, kupuję któreś z kieszonkowych wydań prozy Kinga, bo to zawsze jest dobre, ale w tamtym czasie takich wydań Króla już mi zabrakło, a ja właśnie nadrobiłem klasykę Thomasa Harrisa (jedyne naprawdę znakomite thrillery, jakie istnieją) i miałem krótkotrwałą fazę na dreszczowce. Kava była pod ręką, nie pisała wtedy źle, ot przeciętnie, ale jako nastolatek nie miałem jeszcze wygórowanych wymagań. A potem już się tych jej książek nazbierało, szkoda było przerywać serię, której ponad dziesięć tomów stało na półce i tak jest po dziś dzień.


Wracając do „Złowrogiego nieba” to na szczęście nie najgorsza z powieści Kavy. Autorka, trzymając się ścieżek, jakie wyznaczyła sobie swoim drugim cyklem (o przygodach Creeda – co zresztą drugim cyklem trudno jest nazwać, skoro równie ważną rolę w każdym z jego tomów odgrywa O’Dell, bohaterka poprzedniej serii Kavy), kontynuuje swoją opowieść. Jak zwykle mamy tu zbrodnię, uciekanie przed przestępcą, śledztwo, walkę o przetrwanie… Jednocześnie Kava rozwija wątek siostry Creeda, zaczerpnięty rodem z serialu „Z archiwum X”, a także wraca do tego, co już nam serwowała wcześniej – klęski żywiołowej. Czy wyszło to lepiej, niż chociażby w beznadziejnym „Kolekcjonerze”? Nie, ale na szczęście tutaj fabuła jest lepsza, niż w tamtej powieści.


Cała reszta to po prostu typowa Kava. Prosto napisana (na początku swej kariery autorka lepiej sobie radziła na tym polu), z postaciami bez pogłębionego rysu psychologicznego i fabułą, która wbrew pozorom ma dość powolne tempo. Miłośnicy prozy pisarki i fani nieskomplikowanych, niewymagających lektur śmiało mogą sięgnąć. Poziom poprzednich części został zachowany, a przy okazji, jak każdą z powieści Kavy, tak i „Złowrogie niebo” śmiało można czytać bez znajomości poprzednich odsłon cyklu.

Komentarze