BĘDZIE
GORĄCO
„Fire Force” się rozkręca. Choć właściwie nie wiem
czy to odpowiednie określenie. W końcu ta manga od samego początku wciska pedał
gazu niemal do podłogi i serwuje nam szaloną jazdę bez trzymanki. Co prawda to
wszystko już w shounenach było – i to przecież po wielokroć – ale powiedzmy
sobie szczerze, kogo to obchodzi, kiedy zabawa jest udana?
Akcja się zagęszcza, gdy Joker wyjawia Shinrze, że jego
młodszy brat Shou jest oficerem w Organizacji Ewangelisty. Jak on i reszta
ekipy poradzi sobie z tym faktem? I jak skończy się ich starcie z Siódmym
Zastępem SSP, w którym znajdują się tylko najpotężniejsi oficerowie? Będzie się
działo! I będzie gorąco!
„Fire Force” to, jak już pisałem, rzecz złożona ze
schematów gatunkowych. Fabuła to w jakichś sześćdziesięciu procentach kopia wyśmienitego
shounena, jakim jest wciąż ukazujący się „Ao no Exorcist”, z tym że tu
egzorcyści są jednocześnie strażakami, a zakon nie jest głównym miejscem akcji.
Choć i to nie jest takie oczywiste, bo tym panom (i paniom) z sikawkami bliżej
jest do zakonu egzorcyzmującego opętanych przez ogniste demony ludzi właśnie,
niż czegokolwiek innego. Do tego mamy głównego bohatera, podobnego z wyglądu do
postaci wiodącej z tamtej serii, na dodatek skrywającego sekrety i też mającego
w sobie demoniczne moce. Tego typu podobieństwa można by mnożyć, ale nie ma to
sensu. Nie dość, że fani sami je wyłapią, a przeciwników nic nie obejdą, to… i
tak nie mają one znaczenia.
Dlaczego? Bo samo „Ao” nie było przecież niczym oryginalnym.
Siła tej serii tkwiła – i tkwi – w jakości jej wykonania. Tak samo zresztą jest
w innych shounenach, które wciąż tworzone są na jedną modłę, a jednak nadal
nieprzerwanie fascynują odbiorców. „Fire Force” nie jest co prawda wykreowane
tak wybitnie, ale i tak swój urok ma. Serwuje w końcu wszystko to, czego chcą
miłośnicy gatunku, zmiksowane w produkt finalny, który czyta się lekko, szybko
i przyjemnie. Szybka akcja, piękne dziewczyny, odrobina łagodnej erotyki,
niezłe wykorzystanie strażackich klimatów, humor, fantastyka…
Wszystko to, razem wzięte, składa się na komiks,
który czyta się bez odrobiny znudzenia. I bezrefleksyjnie także, ale to wcale
nie zarzut. Zabawa z „Fire Force” jest bardzo przyjemna nawet jeśli nigdy nie
marzyliście by zostać strażakami. Do tego dochodzi niezła szata graficzna i dobre
wydanie. Nic więcej miłośnikom gatunku nie potrzeba.
Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie
egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz