WOJNA Z
DEMONAMI
Kiedy czyta się tomiki takie, jak ten, aż trudno
uwierzyć, że to jeszcze nie koniec „The Promised Neverland”, a wręcz do końca
jeszcze daleko. Akcja zagęszcza się coraz bardziej, sama opowieść pędzi na
złamanie karku, mocne wydarzenia atakują czytelników ze wszystkich stron, a wszystko
to nosi tak wyraźne znamiona finału, że aż siedzi się, jak na szpilkach. I to
właśnie jest wielką siłą tej serii, która każdemu miłośnikowi lektur z
dreszczykiem (i wielką dawką uroku) zapewni niezapomnianą rozrywkę na wysokim
poziomie.
Walka z demonami trwa, ale tym razem to ludzie
wydają się być górą. Plan Normana by zabić wrogów w końcu zostaje wcielony w
życie. Chłopak wraz z własną armią atakuje stolicę, gdzie przebywa obecnie
królowa i pięć rodów regenckich. Zaczyna się wojna!
Tymczasem Emma stara się go powstrzymać, wykonując
własną misję. Czas jednak ucieka, sytuacja jest coraz trudniejsza, a wszystko
może skończyć się tragicznie. Czy dziewczynie i jej przyjacielowi uda się
powstrzymać masakrę, która nadciąga?
„The Promised Neverland” to seria, którą z miejsca pokochałem po
pierwszym rozdziale. Wszystko dzięki niesamowitemu klimatowi, który łączył
sielskie realia idealnego domu dziecka, z mrocznym survival horrorem, w którym
nie brak było makabrycznych czy przejmujących scen śmierci, jakiej ofiarami
padały dzieci. Był to również horror paranormalny, opowiadający o demonach i
zawładniętym przez nich świecie. A wszystko to niesione było na skrzydłach
akcji i nieustającej tajemnicy, której rozwiązania z tomu na tom zaskakiwały.
Z czasem tajemnice jednak niemal zniknęły, akcja
zaczęła dominować, prawie wszystko było już wiadome. Ale nadal seria intryguje,
wciąga, potrafi zaskoczyć i poruszyć. Ma też całą garść uroku, może już nie tak
słodkiego, jak na początku, niemniej nadal posiada swój ujmujący look. I jest
też ten klimat, mocny, czasem smutny, dołujący, a zarazem pełen nadziei, bo
czym bez niej byłyby przygody dzieci, które nigdy miały nie dorosnąć.
Ale tym razem rządzi akcja. Walka trwa, trupy
padają, krew się leje, a my śledzimy wydarzenia z kilku frontów. A wszystko to
jak zwykle jest wyśmienicie zilustrowane, nie pozwalające nudzić się ani przez
chwilę, ani odłożyć tomiku przed skończeniem. Po wszystkim zaś zostaje uczucie
niedosytu. I za to właśnie kocha się dobre mangi.
Dlatego też jak zwykle polecam tomik Waszej uwadze.
„The Promised Neverland” to świetna seria dla starszych nastolatków, którą
absolutnie warto poznać. Aż chciałoby się więcej.
Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie
egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz