ReLIFE #15 - Sou Yayoi

LOVE AFTER RELIFE


Kolejna mangowa seria, do której się przywiązałem, znika z rynku. Tym razem padło na „ReLIFE”, znakomitą mangę o miłości – nie nazywajcie tego romansem, bo wyrządzicie tej serii szkodę – która dobiega właśnie końca. Szkoda, bo zżyłem się z bohaterami, kibicowałem im, emocjonowałem się ich losami i chciałbym tylko więcej i więcej. Ale cieszy fakt, że cykl do samego finału zachował poziom najlepszych tomów i dostarczył mi niezapomnianej rozrywki.


Wszystko się kończy. Ale czy po tym końcu zacznie się coś nowego? Albo chociaż wróci to, co było?

Program ReLIFE osiąga swój finał i zarówno Kaizaki jak i Chizuru łykają swoje tabletki na zapomnienie wszystkiego, co się z tym wiązało. Dziewczyna co prawda podejmuje jeszcze jedną, desperacką próbę odmienienia losu, ale to wszystko na co ich stać. Dorosłe życie zaczyna się na nowo, pojawiają nowe szanse. Czy oboje je wykorzystają? Co będzie gdy się spotkają? I czy miłość, którą do siebie czuli ma szansę wygrać z zapomnieniem?


Ostatni tom danej mangi to zawsze dobry czas na podsumowania, a zatem pozwólcie, że bardziej skupię się na całej serii, niż na piętnastej części w szczególności. „ReLIFE” to, jak wielokrotnie pisałem,  manga z jednej strony specyficzna, z drugiej zaś jak najbardziej typowa dla swojego gatunku. W czym przejawia się jej nietypowość? Na pewno nie w scenariuszu, bo nawet jeśli cała historia przełamana została fantastyką, wciąż to przede wszystkim opowieść spod szyldu szkolnego życia i dziejącego się  w murach placówki edukacji romansu. Są tu zatem przyjaźnie, romanse, problemy z nauką. Ale jest też i fantastyka, która to wszystko przełamuje. I nuta sentymentu i dojrzałości, które kupią dorosłych czytników.


To gdzie tkwi nietypowość? W szacie graficznej. Mangi to przecież komiksy kojarzone głównie z czarnobiałymi ilustracjami, tymczasem „ReLIFE” to rzecz w pełni kolorowa. Jeśli widzieliście kiedyś jakieś anime comicsy (czyli komiksy stworzone z kadrów anime), wiecie o czym mowa. Fakt, że całość wydana została na papierze kredowym, z jednoczesnym nieznacznym wzrostem ceny względem typowych pozycji od Waneko, jak najbardziej warto jest docenić. Dzięki temu komiks prezentuje się naprawdę rewelacyjnie. Tym bardziej,  że wspomniane ilustracje są naprawdę znakomite, wpadają w oko, mają bardzo nastrojowe barwy i ogląda się je tak, że aż chciałoby się, żeby powstała z tego animacja.


Owszem, cała seria miewała swoje wzloty i upadki. Kilka tomów było jedynie niezłych, jeden mnie zawiódł skupiając się na elementach, które w „ReLIFE” akurat najmniej mnie interesowały. Ale tak czy inaczej przez większość czasu trzymała bardzo wysoki poziom, dostarczała mi emocji i przeżyć, o których prędko nie zapomnę. Aż szkoda, że to już koniec, ale dobrze, że jest to koniec satysfakcjonujący, mimo swej przewidywalności. Jeśli zatem lubicie dobre opowieści obyczajowe i po prostu udane komiksy, sięgnijcie koniecznie. „ReLIFE” gwarantuje dużo dobrej zabawy miłośnikom i shounenów, i shoujo.


Komentarze