„Sinobrody” to kolejna z mniej znanych powieści
Kurta Vonneguta wznowiona na naszym rynku. I jednocześnie kolejna, którą
absolutnie warto jest poznać – wcale nie mniej, niż jego czołowe dokonania. Bo
powieść ta to nic innego, jak rewelacyjna satyra na artystów, ale też
wciągający thriller z zagadką, która spodoba się też miłośnikom grozy. A
wszystko to podane jak zawsze w wysmakowany w swej pozornej lekkości sposób.
To miała być autobiografia, a wyszedł dzienni z
pewnych wydarzeń. Od tego właśnie zaczyna się niniejsza powieść. Rabo
Karabekian jest artystą u kresu swego życia. Niegdyś malarz, potem porzucił
swoje zajęcie na rzecz kolekcjonowania prac kolegów po fachu, których poznał,
kiedy jeszcze nie byli gwiazdami. Tak oto rośnie jego kolekcja amerykańskich
ekspresjonistów, ale nie to zdaje się być najważniejszą rzeczą w życiu Rabo. A
co takiego? To ładnie próbuje odkryć pewna młoda i bogata wdowa, które zjawia
się w jego życiu. Były malarz posiada bowiem niepozorny spichlerz na ziemniaki.
Nic szczególnego, a jednak to właśnie tego pozbawionego okien budynku strzeże
jak oka w głowie i zabrania kobiecie tam wchodzić. Wdowa postanawia jednak
odkryć sekrety tego miejsca. Ale co się tam kryje? I co z tego wyniknie?
Nie powiem by ta powieść była szczególnie
zaskakująca, ale i nie o zaskoczenie w niej chodzi. Chociaż trzeba też oddać,
że udała się Vonnegutowi zagadka rodem
klasycznego kryminału / thrillera. Zagadka, która mogłaby się nawet
ocierać o czystą grozę, gdyby autor tego zechciał. Swoim zwyczajem jednak
ojciec „Rzeźni numer pięć” i „Kociej kołyski” uderzył w komediowy ton. Rzecz
jest lekka, zabawna, pełna nonszalancji, która sprawia, że pochłania się ją
szybko, ale to tylko jedna strona medalu. Bo pod tym pozornie humorystycznym
ujęciem tematu pobrzmiewają ważkie pytania i równie ważkie kwestie, skłaniające
nas do myślenia, ale i stanowiące dla samego autora formę rozliczenia się z
artyzmem i artystami.
Dzięki temu w ręce czytelników trafia powieść,
która z jednej strony jest rozrywkową lekturą, potrafiącą wywołać uśmiech na
twarzy, a z drugiej satysfakcjonującą opowieścią z wyższej półki. Współczesną
wersją legendy o Sinobrodym, a zarazem czymś osobistym i fascynującym swoim
autorskim charakterem. Efekt finalny, jak zawsze jest bardzo udany i
satysfakcjonujący. Pełen siły, która sprawia, że rzecz zapada w pamięć.
Vonnegut swoim zwyczajem w prosty sposób wsącza w nas wyższe wartości i
głębokie pytania, a my musimy się z nimi zmierzyć. I zawsze wychodzimy z nich
zwycięsko, bo tak świetna lektura za każdym razem wnosi coś do naszego życia.
Dlatego tradycyjnie gorąco polecam i z niecierpliwością czekam na wznowienia kolejnych dzieł autora. Vonnegut to w końcu klasyk i klasa sama w sobie. Nie znać go nie tyle nie wypada, ile po prostu nie warto.
Komentarze
Prześlij komentarz