Troszkę już minęło od wydania po polsku szesnastego
tomiku „Murciélago” i czytelnicy zdążyli się już stęsknić za szalonymi
przygodami naszych bohaterek. Na szczęście w końcu doczekaliśmy się kolejnej
odsłony serii i można się cieszyć, bo jak zawsze jest ona udana. I jak zawsze
dostarcza zarówno mocnych przeżyć, jak i solidnej dawki słodyczy oraz uroku.
Jak zawsze zaczyna się od zbrodni. Zadźgany mężczyzna
znaleziony zostaje na kładce dla pieszych, a trop zdaje się prowadzić do
niejakiego Bazukiego Sendou, niegdyś mistrza broni białej, obecnie
skłóconego z mafią. Człowieka na dodatek posiadającego niesamowite zdolności. Policja
szykuje więc na niego zasadzkę, ale czy naprawdę on jest winny? Co tu się
dzieje? I co z tym wszystkim wspólnego ma członek yakuzy, który właśnie wyszedł
z więzienia?
Kiedy pierwszy raz sięgałem po „Murciélago”, nie
byłem przekonany do tej serii. Cykl o morderczej lesbijce, której w głowie
tylko nieustanny seks i zabijanie wydawał się brzmieć, jak jakiś kiepski
pornos; gorno dla tych, którzy chcą się wyżyć, jak wyżywa się grający w
brutalne gry osobnik. Szybko jednak okazało się, że opowieść Yoshimurakany to
zupełnie coś innego, niż na pierwszy rzut oka można by sądzić.
Owszem, mamy tu lejącą się krew, brutalność,
wszelkiej maści obrzydliwości, dokładnie oddane detale urazów i obrażeń i tym
podobne elementy. Mamy też sporą dawkę lesbijskich scen erotycznych,
ukazujących obdarzone wbrew wszelkiej logice i prawom fizyki bohaterki. Ale tym
tylko jedna strona medalu i wcale nie najważniejsza. Ważniejsze od nich okazują
się być bowiem zagadki, akcja i mrok. Seria jest nastrojowa, pełna
detektywistycznych wyzwań i scen rodem z horrorów i thrillerów. Bogactwo
nawiązań do popkulturowych produktów, wśród których najmocniej przebija
nazewnictwo podkradzione Lovecraftowi, dobrze to wszystko uzupełnia i zostawia
wiele smaczków dla miłośników takich rzeczy. A wszytko to podane w naprawdę
dobrze skrojonych fabułach.
Nie można tu oczywiście zapomnieć o słodyczy i
uroku. Człowiek bułka bowiem to postać, która kradnie całe show. Przesłodzona
do maksimum, zakręcona na punkcie jedzenia, przeurocza w swej umysłowej pustce
poprawia humor, rozładowuje napięcie i stanowi najlepszy element całej
opowieść. Element zasnuty mgłą tajemnicy, czym jeszcze bardziej intryguje.
Całości dopełnia zaś znakomita szata graficzna, które jest odpowiednio mroczna
i słodka zarazem.
I nic więcej dodawać nie trzeba. „Murciélago” to bardzo dobra seria, skierowana oczywiście do dojrzałego czytelnika, ale absolutnie warta poznania, jeśli lubicie mocne wrażenia. Może i ma swoje minusy, ale powiedzmy sobie szczerze, kogo one obchodzą, kiedy rzecz wciąga i dostarcza takiej zabawy, że czytelnikowi wciąż jest mało?
Komentarze
Prześlij komentarz