„Gra o tron”, bo pod taką nazwą najbardziej znana
jest saga „Pieśń lodu i ognia”, to światowy fenomen i zdecydowanie największe
dokonanie współczesnego fantasy. Dokonanie tak znakomite, że kupiło serca
niejednego przeciwnika gatunku. Nic więc dziwnego, że chociaż serial dobiegł już
końca, a kolejnych powieści jak nie było, tak nie ma, świat wciąż pamięta o tej
opowieści, a rynek wydawniczy pełen jest wszelkich dodatków… I tak, wznowień
także nie brakuje, a najnowsze z nich to dwutomowe ilustrowane wydanie
„Nawałnicy mieczy”, które jak zwykle zachwyca nie tylko jakością wykonania, ale
teraz i przepięknym wydaniem.
Zima jest coraz bliżej. W magicznym świecie
Westeros nie oznacza to niczego dobrego. I nie chodzi wcale o śnieg i mróz – a
przynajmniej nie tylko – ale o żywe trupy, które nadciągają wraz z tą porą
roku. A to dopiero początek. Walka o władzę trwa bowiem w najlepsze, chociaż
już dwóch pretendentów do tronu pożegnało się z życiem. Na Żelaznym Tronie
zasiada Joffrey, ale czy ktoś tak niepewny może nadawać się na przywódcę? Tymczasem
Daenerys przygotowuje swoją armię, pragnąc odzyskać swoje miejsce i władzę, a
na horyzoncie już czai się armia barbarzyńców, którzy chcą podbić Siedem
Królestw. To, co nadciąga, nie może skończyć się dobrze…
Współczesna fantastyka nie jest szczególnie udana.
Nie oszukujmy się, nastawieni na szybki odbiór czytelnicy, którzy wolą oglądać
niż czytać, nie przepadają za wysmakowanym, krwistym stylem, ambicjami
literackimi czy złożonymi, psychologicznie frapującymi postaciami. Dlatego wolą
książki pisane prosto i nijako, niewymagające. George R. R. Martin nie przejął
się tym i stworzył solidny kawał epickiego fantasy, które przełamuje gatunkowe
granice. Można nie lubić tego typu opowieści, można nie trawić prozy autora, bo
nie oszukujmy się, ma w swoim dorobku wiele kiepskich dzieł, ale podobnie jak
to było z „Władcą pierścieni”, tak i w przypadku „Pieśni Lodu i Ognia”,
osobiste preferencje tracą na znaczeniu. Dobra historia pozostaje dobra
niezależnie od ram, w których ją zamkniemy, a „Nawałnica mieczy” jest po prostu
znakomita – jak zresztą obie poprzednie części.
Co o tym decyduje? Przede wszystkim genialne w swej
prostocie podejście do tematu. Magia, niezwykłe stworzenia i cała mechanika
świata są tu ciągle obecne, ale pisarz odsuwa je na dalszy plan. W jego dziele rządzą
przede wszystkim walka o władzę, spiski, knowania, ciągłe zagrożenie i, oczywiście,
próby utrzymania zdobytego tronu. Realizm jest najmocniejszą stroną „Pieśni”,
to wręcz historyczne podejście do omawianego tematu z jednoczesnym zachowaniem
prawideł gatunkowych. Do tego postacie są tu psychologicznie dopracowane i
intrygujące, a interakcje miedzy nimi zapewniają wiele emocji. Nie zawodzi też
epickość całego dzieła, walki, fantastyczna strona i znakomicie skonstruowany
świat. A wszystko to podane wyśmienitym stylem, który zachwyca, wciąga i
dostarcza niesamowitych literackich wrażeń.
I jest jeszcze to rewelacyjne wydanie. Twarda
oprawa, duży format, ilustracje (czarnobiałe w samym tekście, kolorowe we
wkładkach w środku tomu), nowa przedmowa Neila Gaimana… Tom pięknie prezentuje
się na półce, zachęca do sięgnięcia po niego, czytania… W skrócie: zachwyca pod
każdym względem. Jeśli więc jeszcze nie macie tej serii na swojej półce – albo
szukacie doskonałego prezentu na Mikołajki czy Gwiazdkę dla fana „Gry o tron” –
koniecznie zainteresujcie się ilustrowaną edycją.
Komentarze
Prześlij komentarz