Czarolina #2: Dziewczynka, która kochała zwierzołaki – Sylvia Douyé, Paola Antista

ŚMIERCIOLINA?

 

Właściwie każda seria wydawana w ramach linii wydawniczej „Komiksy są super” składa się z zamkniętych tomów, które można czytać niezależnie od siebie. I jedynie pewnym wyjątkiem, chociaż nie do końca, była tu znakomita „Lou!”. „Czarolina” jest inna. To długa opowieść, kontynuowana z tomu na tom, więc jeśli ją czytać, to jako całość. Ale warto to zrobić, jeśli lubicie familijne komiksy z fantastyką w tle.

 

Kurs na temat stworzeń fantastycznych trwa, ale to niestety tylko część tego, co dzieje się na pełnej niezwykłych istot wyspie. Rywalizacja między uczniami to jedno, ale prawdziwym problemem staje się to, że ktoś zamienia znajdujących się tu ludzi w szklane posągi. Kto to robi i dlaczego? Młodzież stara się znaleźć odpowiedzi, ale Czarolina, która posiada niezwykłe zdolności rozpoznawania nadnaturalnych gatunków, boi się, że sama jest temu winna i w chwilach emocji przemienia ludzi ze swojego otoczenia. Ale czy jest tak rzeczywiście? Śledztwo trwa, a odpowiedzi jak nie było, tak nie ma. Do tego przybywa problemów, bo pojawiają się kolejne tajemnice. Co dzieje się na wyspie Vorn? Jakie sekrety skrywa przeszłość Czaroliny? I co jeszcze się wydarzy?

 

Na pierwszy rzut oka „Czarolina” to prosta opowiastka, skierowana głownie do dziewczyn wkraczających w okres nastoletniości. Zawiera w sobie jednak o wiele więcej, niż sugeruje to sam opis. Bo spójrzcie tylko na sam komik – jest kolorowy, mimo mroku, porusza temat przyjaźni, zauroczenia, szkolnych i towarzyskich problemów itd., itd. To, podobnie jak pełna magii i niezwykłości fantastyka, to chwytliwe motywy dla nastolatek, ale można się pod tym wszystkim doszukać analogii do dojrzewania. Do przemian zachodzących w młodych odbiorcach, obleczonych tu w fantastyczne szaty, ale jednak bliskich czytelni(cz)kom.

 


Ale i jako stricte rozrywkowa lektura, „Czarolina” ma swój urok. Nie jest to głęboka, ani ambitna seria, niemniej ma swój przyjemnie mroczny klimat, dobrą akcję, przygody i tajemnice, podkreślane często za pomocą retardacji. Pod tym względem przypomina trochę „Harry’ego Pottera”, choć ma zdecydowanie swój własny – dziewczyński, warto to podkreślić – charakter. Nie znaczy to jednak, że chłopcy nie znajdą tu nic dla siebie, bo to seria, która każdemu może się spodobać, nawet jeśli miewa odrobinę naiwności.

 

Szata graficzna? Też jest udana. Lekka, prosta, ale odpowiednio fantastyczna i nastrojowa. Ogląda się to wszystko równie miło, co czyta. Kto więc lubi takie klimaty, niech śmiało „Czarolinę” pozna. Ja nie żałuję, że zanurzyłem się w ten świat.

 

Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


Komentarze