Lucky Luke #70: Legenda Zachodu – Patrick Nordmann, Morris

SŁAWA DALTONÓW

 

Kolejny „Lucky Luke” na naszym rynku to jednocześnie kolejny nowy tom, stworzony przez Patricka Nordmanna, twórcę, który nie należy ani do najsłynniejszych, ani najlepszych scenarzystów jakich miała ta seria. Nie zmienia to jednak faktu, że „Legenda Zachodu” to kolejna porcja udanej rozrywki opowiadającej o przygodach najszybszego kowboja na Dzikim Zachodzie.

 

Dwie strony tego samego konfliktu. Dwa różne podejścia do tematu. Jedno wydarzenie.

Lucky Luke brał udział w najróżniejszych rzeczach. Najlepiej wychodzi mu radzenie sobie z przestępcami, ale tym razem dostaje inna propozycję: występu w przedstawieniu Buffalo Billa. Czy z tym zadaniem również sobie poradzi?

Tymczasem w podobnej sytuacji znajdują się Daltonowie. Rzecz w tym, że dla nich podobna okazja to szansa na ucieczkę z więzienia. Nieoczekiwanie jednak zyskują wielką sławę. Co z tego wszystkiego wyniknie? Czy uda im się uciec czy też zaczną wykorzystywać nowe okoliczności do własnych celów? I co w tym wszystkim będzie miał do powiedzenia Lucky Luke?

 

Scenarzystą tego tomu jest mało znany Patrick Nordmann. Kim jest jednak ten znany już z jednego z poprzednich tomów scenarzysta? Należałoby powiedzieć, że to szwajcarski dziennikarz i satyryk radiowo-telewizyjny. Czy ktoś taki pasuje do „Lucky Luke’a”? Tak, w końcu to komedia, satyra i zabawa westernowymi motywami, która ma przede wszystkim bawić, a jednocześnie pouczać. Ale czy bez większego doświadczenia scenopisarskiego może dobrze poradzić sobie z postawionym przed nim zadaniem?

 


Tak, może nie tak wyśmienicie, jak najsłynniejszy i najlepszy scenarzysta przygód dzielnego kowboja, Goscinny, ale to, co nam serwuje jest udane. Album, który wyszedł spod jego ręki jest lekki, zabawny, pouczający, niegłupi, ma swój klimat, dobrą akcję i dużo wszelkiej maści humoru, czyli wszystko to, czego oczekujemy od „Lucky Luke’a”. I, tradycyjnie, oferujące przyzwoitą rozrywkę zarówno małym, jak i dużym, pełną przygód i prostoty, ale nie przesadnej, dobrze pasującej do treści i samego głównego bohatera.

 

Zwieńczeniem całości staje się znakomita szata graficzna. Klasyczna cartoonowa kreska, świetna mimika, równie znakomity klimat i ten urok, kupujący serca czytelników. Do tego dochodzi tradycyjnie znakomite wydanie w dobrej cenie, stanowiące swoistą kropkę nad i. Kto więc lubi dobre europejskie komiksy środka, śmiało może sięgnąć po „Legendę Zachodu” w ciemno. Tak samo, jak fani Lucky Luke’a. Ja zawsze dobrze bawię się czytając kolejne odsłony tej serii i zachęcam każdego nieprzekonanego by samemu sprawdził, co cykl ma do zaoferowania.

 

Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.




Komentarze