„The Promised Neverland” to jedna z tych serii,
które pod płaszczykiem niepozornej opowieści skrywają niesamowitą siłę wyrazu,
klimat, urok i niezwykle wciągającą zagadkę. Wszystko to sprawia, że każdy
tomik cyklu pochłania się łapczywie a potem z niecierpliwością czeka się na
kolejne części. I tak samo jest z osiemnastą odsłoną (ozdobioną bodajże
najpiękniejszą z dotychczasowych okładek), która gwarantuje kawał świetnej
rozrywki dla miłośników mang, horrorów i szeroko pojmowanej fantastyki.
Walka z demonami trwa. Plan Normana, któremu
starali się przeszkodzić Emma i Ray został wcielony w życie, ale może wciąż
jest szansa? Gdy cała trójka znów się spotyka, tym razem na zamku królowej
demonów, zaczynają ważyć się losy całej rzeczywistości, w jakiej przyszło żyć
naszym bohaterom. Którą jednak drogą pójdą – wytępienia wrogów, którego pragnie
żądny zemsty Norman, czy może pojednania i współistnienia obu gatunków? Czy
dawni przyjaciele staną przeciw sobie, czy może jednak uda im się znaleźć
wspólny język i wyjście, które zadowoli obie strony? I wreszcie czy w końcu uda
się im zaznać upragnionego spokoju?
Czym tak w ogóle jest „The Promised Neverland”?
Jeśli jeszcze nie wiecie, koniecznie powinniście przestać czytać cokolwiek w
tym temacie i od razu przeczytać serię. Jeśli jednak się uprzecie, powinniście
wiedzieć, że całość to przede wszystkim survival horror. Z dziećmi w roli
głównej, dzięki czemu na czytelników czeka więcej emocji i wzruszeń – twórcy
zresztą postarali się, by tych nie brakowało. Do tego dochodzą szybkie tempo
całej opowieści, zwroty akcji, sympatyczni bohaterowie, którzy szybko kupują
nasze serca, a także wieloznaczne i bardzo intrygujące postacie. A i tak
najważniejszy jest klimat – mroczny, duszny, podszyty smutkiem i ciągłą
niepewności. Trudno jest tego nie cenić.
Ale jest wiele różnych rzeczy, które sprawiają, że
„The Promised Neverland" jest mangą tak dobrą. Jednym z najważniejszych
nosików fabularnych jest tu tajemnica, ciągłe zwroty akcji doskonale ją
uzupełniają, a całość wieńczy nuta czegoś ponad – rozważań nad zemstą,
odkupieniem, rolą ofiary i oprawcy i tym podobnymi kwestiami. A wszystko to
podane z talentem, wprawą, wyczuciem, dobrze zbudowanym nastrojem i…
… znakomitą szatą graficzną. To właśnie ilustracje
zapewniają nam ten klimat „The Promised Neverland” i cały urok, jaki
znajdziecie w tej opowieści. A także dynamikę, grozę i brutalność, których też
przecież nie brakuje. Dlatego kto lubi horrory i szuka nieco mniej typowego,
ale jednak spełniającego gatunkowe wymogi dzieła, koniecznie powinien całość
poznać. To świetna opowieść, która wciąga i nikogo nie pozostawia obojętnym.
Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie
egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz